piątek, 6 lutego 2015

Toperzowa kupka wstydu #2: Sleeping Dogs / Definitive Edition




Czy warto po dwóch latach wrócić do Hong Kongu w "HD"?
Odpowiem wam na to pytanie w poniższym tekście, który głównie będzie recenzją z mojej "kupki wstydu".
Zacznijmy więc od początku. Sleeping Dogs to "nie do końca kontynuacja" serii True Crimes, która miała tego pecha, że wychodziła w czasach gdy jedynym słusznym sandboksem było GTA. Zdobyła ona fanów, ale i wrogów z klapkami na oczach. Niedoceniona seria. Tym razem jednak porzuciła schemat tytuł: podtytuł i działa samodzielnie jako Sleeping Dogs. Bez udziwnień i niejako czysta karta, restart w nowym miejscu na poziomie obecnej generacji gier.


Akcja ma miejsce, jak już wiecie w Hong Kongu i inspirowana jest najlepszym co oferuje azjatyckie kino akcji. Dostajemy więc widowiskowe walki, strzelaniny i pościgi samochodowe, a wszystko to w światłach neonów nocnych klubów i cieniach wielkich biurowców.
Fabuła opowiada historię Wei Shena, tajniaka z szemranym dzieciństwem, który po wielu latach wraca do miasta dziwek i koksu, ale jako glina pod przykrywką. Jest niebezpieczny i nieprzewidywalny, co przysparza mu nierzadko problemów z przełożonymi, ale nikt inny nie nadaje się lepiej by zinfiltrować triady. Tym bardziej, że jak się łatwo domyślić, wraca "do swoich". Tu zaczynają sie komplikacje. Musi balansować między pracą a przyjaźnią, tak by wszystkich zadowolić i nie podpaść. Trudne zadanie i niewykonalne na dłuższą metę. Jak się to rozwinie dowiecie sie z zaskakująco dobrego scenariusza. Nie chciałbym tu spoilerować, ale nie wszyscy są tym kim się wydają i prowadzi to do kilku świetnie zrealizowanych wydarzeń (przesłuchanie i ucieczka z miejsca zdarzenia – mocna rzecz). Nie sądziłem, że sandboks może oferować tak barwne postacie i ciekawą historię. Warto zaznaczyć, ze zarówno ich udźwiękowienie jak i motywacje stoją na bardzo dobrym poziomie, przez co czujemy iż są to "żywe" postacie a nie "zleceniodawcy misji". Nawet randkowanie nie jest tylko głupim bajerem ale odsłania nam znajdźki na mapie. Spora ta mapa w sumie. Dostaliśmy niezły teren do eksploracji, w miarę zróżnicowany, od ciasnych bazarów po otwarte autostrady. Miasto wydaje się żyć i być jeszcze jednym bohaterem tej historii. Nie mam pojęcia jak udało się to autorom uzyskać ale należą się brawa.



Nie sama fabułą jednak człowiek żyje wiec kilka słów o tym co będziemy mieli w tej piaskownicy do roboty. Odkrywczych zajęć tu nie ma, ale są na tyle przyjemnie zrealizowane, że sprawiają frajdę choćby nie wiem jak infantylne i oklepane były. Mamy wiec wyścigi po mieście, bijatyki z falami wrogów, kradzieże na zlecenie, hazard, wspomniane randki (które wiążą się z wymienionymi tu aktywnościami stanowiąc dla nich swego rodzaju samouczek) oraz kilka zajęć wiążących powyższe jak na przykład podkładanie monitoringu w popularnych miejscach spotkań, po odpowiednim sklepaniu lokalnego folkloru by zamknąć pojawiających się tam dilerów. Będziemy też prowadzić kilkuetapowe (serio ciekawe) śledztwa dla swoich chlebodawców. Zajęć nie ma może wiele ale są na tyle sprawnie zrealizowane, ze odrywają od ustalonej przez nas trasy ze zwykłej ciekawości. Kasę zarobioną w ten sposób możemy spożytkować na samochody, ciuchy, fast foody, salony masażu (hehe) i nie są to byle wydatki. Stroje dają nam bonusy a gdy założymy ich komplet rosną one jeszcze bardziej. Wizyta w salonie masażu daje nam czasową regenerację zdrowia zaś zjedzenie czegoś na mieście lub wypicie energola daje nam więcej siły na kilkanaście minut. Warto więc korzystać przed wymagającymi walkami.

Co do mechaniki to walka tu przoduje ale nie zabraknie też skakania po samochodach i strzelania w zwolnionym tempie. Jest nawet specjalny klawisz do taranowania pojazdów podczas pościgów a i można ukraść inny samochód wyrzucając jego kierowce, po uprzednim skoku na dach, w trakcie jazdy... Widowisko jest niezłe. Walka wręcz to główna część potyczek, jak to określa jeden z bohaterów "To nie Nowy Jork, tu o broń jest dużo trudniej". Ci co znają Batmany od Rocksteady będą w domu. Kontra, atak, ogłuszenie, chwyt. Wydaje się proste ale kiedy po chwyceniu przeciwnika złamiemy mu nogi w kolanach a potem zaciągniemy do balustrady by malowniczo roztrzaskać mu o nią nos i wyrzucić z trzeciego piętra a wszystko za pomocą kilku "kliknięć" od razu widzimy potencjał na coraz ciekawsze kombinacje. Z czasem rozwiniemy postać na tyle by była lepsza w walce ale nadal nie wolno nam lekceważyć wrogów. Nawet w małych grupach chwila nieuwagi źle się dla nas skończy. Ta gra do łatwych nie należy ale chwała jej za to.
Właśnie, rozwój. Zdobywamy doświadczenie w dwóch ścieżkach: gliniarza i gangstera. Niektóre umiejętności pozwolą nam otwierać samochody bez włączania alarmu czy strzelać w zwolnionym tempie gdy wyskakujemy zza osłony, inne dadzą nam nowe możliwości w walce i czynienia krzywdy nieszczęsnym chojrakom.
Sama gra stara się nagradzać za wszystko doświadczeniem. Nawet jeśli jeździmy bez celu po mieście włącza się licznik czasu bezkolizyjnej jazdy. Każda statystyka jest zliczana i możemy ją sobie porównywać z globalną tablicą wyników. Wszystko co robimy ma tu więc mniejszy lub większy sens.
Jak na grę z otwartym światem w czasach współczesnych przystało mamy tu też spory wybór stacji radiowych do posłuchania w czasie jazdy. Od rapu po orientalne relaksacyjne plumkanie czy kawał ciężkiego brzmienia (stacja Roadrunner Records mówi wszystko – Opeth, Trivium, Fear Factory...). Stacji jest łącznie dziesięć i każdy coś dla siebie znajdzie. Ciekawostką jest też to, że możemy zagrać z czysto „miejscową“ ścieżką dialogową, czyli w kantońskim jedynie z napisami. Nawet jeśli nie chcemy tak grać to i tak bohaterowie używają wielu wtrąceń w łamany angielski co daje dodatkowego smaczku. Oczywiście napisy wszystko tłumaczą więc doskonale napisane dialogi są w pełni zrozumiałe. Polonizacja jest z kolei kinowa i zrobiona bardzo poprawnie.



Jak natomiast ma się to wszystko do wersji najnowszej? Otóż mamy dokładnie to samo tylko ładniej i w komplecie. Poprawione tekstury, cienie, efekty. Widzimy dalej i wyraźniej, ulice są dużo bardziej zatłoczone, dając jeszcze lepsze wrażenie obcowania z miastem. Nawet takie drobiazgi jak animowane neony, których w poprzedniej wersji nie uświadczymy. Tekstury jednak dla posiadaczy poprzedniej wersji były już do pobrania na PC za darmo. Choć zawyżały mocno wymagania w tamtych czasach, teraz są tu standardem. Dużego skoku jakościowego wiec tu niestety nie ma. Dostajemy też komplet DLC, które ukazały się do poprzedniej wersji. Są w tym prócz skórek, pojazdów i drobiazgów dwa spore rozszerzenia fabularne. Nie są jednak bardzo długie i należy je traktować jako ciekawostki, niezwiązane z główną fabułą.

Czy warto więc kupić? Jeśli ktoś ma Sleeping Dogs na PC niech sobie nie zaprząta nią głowy, chyba, że aż tak mu się podobała, jak w moim przypadku, by do niej wrócić i skompletować ją na 100%. Jeśli zaś ktoś nie miał jeszcze okazji to będzie zadowolony. To świetna produkcja, która otrzymała zarówno wysokie noty w branży jak i przychylne opinie klientów. Obowiązkowa pozycja dla fanów sandboksu. No i można wrzucić kogoś w wielkie akwarium a potem zatłuc rybą (jest osiągniecie za to).

W ten weekend (5-9.02.2015) można dostać ja za śmieszną kasę w promocji Steam. Tym bardziej warto.


AUTOR: TOPERZ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz