Jaki zombie jest, każdy wie. Teraz
przyszedł czas na zobie-króliczki. Nie, nie z różowymi uszkami tylko
doświadczalne. Polska firma One More Level przedstawia nam odmóżdżającą grę o
tych mózgojadach, czyli Deadlings.
Znudzony Śmierć, którego nikt nie
lubi (mało zaskakujące) wpadł na pomysł wyszkolenia armii super-zombie. Zombie
muszą przejść najpierw śmierleną selekcję na torze przeszkód, a w tym zadaniu
pomagamy my. Deadlings oferuje nam 70 różnych, usianych pułapkami, poziomów do
przejścia oraz 4 rodzaje zombie o unikalnych umiejętnościach. Tych właśnie 4
delikwentów, używających wątpliwej jakości perfum, będziemy niecnie
wykorzystywać... do osiągnięcia celu.
Warto by przedstawić naszych bohaterów:
Bonesack prawdopodobnie za życia miał ADHD, ciągle gdzieś biegnie i nie
zatrzyma się dopóki coś (np. ściana) nie zatrzyma jego szaleńczego pędu. Creep
– dzidek z syndromem niedopieszczenia przyklejający się do wszystkiego co mu
stanie na drodze. Lazybrain jest totalnym przeciwieństwem brata z ADHD i nie
ruszy się z miejsca bez zachęty. Ostatniego – Stencher’a noszą jego własne
wiatry. Cała gra przedstawiona jest w bardzo...emmm... „rzucającej się w oczy”
(tak, to dobre stwierdzenie) grafice. W tle usłyszymy muzykę w gatunkach od
rock’a do muzyki nadpobudliwych jelit. Choć z początku wydaje się to wszystko
dosyć zabawne, to jednak po jakimś czasie taki humor może wydawać nam się
śmieszny, jak dowcipy Strasburgera. Deadlings jest to najprostsza (sic!) w
świecie platformówka zręcznościowa z elementami kombinatoryki stosowanej. Gra
podzielona jest na 5 etapów, pomiędzy którymi opowiedziana jest historia badań
nad „zielonymi” prowadzonych przez prezesa Śmierć. Naszym głównym celem jest
doprowadzenie dowolnego obiektu badań do komory końcowej. Czasem trzeba będzie
pokombinować, aby pootwierać drzwi blokujące nam drogę, a innym razem przyda
nam się refleks jedno-guzikowego klikacza. Niestety, gra z czasem staje się niezwykle
frustrująca, ponieważ programiści nie zostawiają nam miejsca na najmniejszy
błąd. Utrata chociażby jednego uczestnika eksperymentu skutkuje powtórzeniem
poziomu. I tak w miarę naszych postępów będziemy coraz częściej wciskać „ESC i
powtórz” do czasu, aż nauczymy się go na pamięć. To, za co mogę poręczyć to to,
że gra wywołuje bardzo duże emocje, przede wszystkim frustrację level „kill’em
all”. No ileż można powtarzać ten sam poziom tylko dlatego, że omsknął nam się
palec bądź zgnilec nie zrobił tego co mu nakazaliśmy i postanowił radośnie
przytulić piłę tarczową? Coś takiego nie sprawia jednak, że satysfakcjonuje nas
przejście na kolejny poziom, ponieważ już m
amy świadomość nadużywania przez nas
guzika ESC przy następnym poziomie, by podjąć się kolejnej próby... i kolejnej,
i kolejnej, i kolejnej... Ale mimo wszystko grałem i walczyłem, przynajmniej do
czasu odpływu resztek krwi z mózgu. Nie nie, to nie dlatego, że gra wywołała we
mnie syndrom „jeszcze jednego poziomu”. Moje dziecko po 10 minutach
zrezygnowało z gry, ponieważ wzbudziła w nim agresję ukierunkowaną na myszkę. Ta
gra to takie „(nie)Żyj. Giń. Powtórz”,
dla takich co lubią uczyć się gier na pamięć. Jako, że jestem świeżo po grze to
recenzja Deadlings równie dobrze mogłaby wyglądać tak: jakieś-losowe-słowa %#@^
i znów jakieś-losowe-słowa %#$&!?. Tylko
dla „hardkorów”.
Po długim odpoczynku od tej produkcji w końcu mogę to dopisać. Nie mam absolutnie nic przeciwko tej grze na Androidzie. Sądzę jednak, że taka gra na PC jest absolutnie daremna (a taką wersję właśnie dostałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz