wtorek, 28 października 2014

Gam-ER #12: Tomb Raider 2013


W końcu znalazłem trochę czasu na nowego Tomb Raidera. Przyznaję się, że jakoś nigdy Tomb Raider nie był moim konikiem, ale o nowej odsłonie słyszałem wiele dobrego. Zasiadłem bez żadnego przygotowania i właściwie spodziewałem się, że na moim komputerze to będzie ledwo działało, ale na ustawieniach „medium+” chodziło płynnie i wyglądało bardzo ładnie.

 Pierwsze wrażenia przeszły moje najśmielsze oczekiwania. Autentycznie siedziałem z otwartą paszczą patrząc na to, jak bardzo życie (programiści) nie kocha głównej bohaterki. Już od samego początku twórcy gry trzymają nas w napięciu, gdzieś coś za nami przebiegnie, dyszy nam za plecami albo przewróci się butelka. Musiałem sprawdzić i upewnić się, czy na pewno gram w dobrą grę, bo zaczynało śmierdzieć horrorem. Na szczęście po paru minutach już wiedziałem co mnie goni i... w tym momencie siedziałem napięty jak struna. Skończyło się robienie klimaciku, teraz gra przyspiesza. Za nami biegnie wariat, który „chce nam pomóc”, jaskinia wali nam się na łeb, zalewa nas woda, a gra cały czas wymusza na nas pełne skupienie na quick time eventach. Przyznaję, że pierwsze pół godziny siedziałem spocony. Całości dopełniały animacje, kiedy Lara ma niesamowitego pecha i spadając z góry nadziewa się na jakiś pręt, coś spada jej na głowę i podtapia się w zalanej jaskini. Zadbano o to by ten widok zabolał także mnie. Tak w ogóle to miałem wrażenie, że programiści bardzo tej postaci nie lubią i chcą jej jak najbardziej dokopać, czerpiąc z tego sadystyczną radość. Naprawdę, wszystko co działo się Larze wywoływało u mnie syknięcie i wyobrażony ból w danym miejscu, gdyż wszystko działo się z taką dawką okrucieństwa i realizmu. Doszło nawet do tego, że sam na pewnym etapie sprawdzałem na ile sposobów Lara może umrzeć. 

Sama gra od początku pokazuje nam, że to nie będzie klasyczny Tomb Raider, ale jakaś hybryda serialu Lost z Indiana Jones oraz Rambo + Thief. Zabolało mnie tylko, że motyw „Pani Archeolog” zszedł trochę na dalszy plan, ale z drugiej strony jest to historia o dziewczynie na swojej pierwszej wyprawie, która przede wszystkim musi zadbać o przeżycie. Tak, profil psychologiczny Lary Croft wyszedł fantastycznie. Na początku mamy do czynienia z dziewczyną z miasta (delikatna, niewinna), a pod koniec z naprawdę twardą kobietą, której nic nie powstrzyma. Cały ten proces przemiany był na tyle płynny, że wyszło całkiem naturalnie. Zatem TR to nie jest typowa gra o odkrywaniu grobowców, mordowaniu stojących nam na drodze oponentów i omijaniu pułapek. Czekajcie... co prawda właśnie tak jest, ale motywy tego wszystkiego są zupełnie inne. Tutaj Lara naprawdę musi zadbać o swoją (całkiem niezłą jak na mój gust) dupę i o przetrwanie w nieprzyjaznej dżungli. Odkrywanie grobowców jest nijako ponadprogramowe (ale naprawdę fajne i dobrze się temu oddać), mordujemy wrogów by oni nie zabili nas, a nie dlatego, że nie możemy przez nich dojść do celu. Co do pułapek, dużo ich tutaj nie ma, ale za to jedną wielką pułapką jest wyspa, na której się znajdujemy (gdzieś na terenie Japonii). Cała gra jest co prawda krótka, ale warta zagrania.

Historia mówi o grupce przyjaciół, którzy wyruszyli na wyprawę archeologiczną. Niestety statek, którym płynęli  trafił na sztorm i zatonął. Od tej pory wszyscy walczą o przetrwanie i jednocześnie poszukują grobowca Yamatai. Jak się później okazuje, sama ta wyprawa była błędem, a poszukiwanie grobowca to już nie tylko praca, ale i konieczność by wydostać się z wyspy. Głównym archeologiem jest starszy koleś poszukujący sławy, a jego podwładną jest Lara Croft, której  jest to pierwsza wyprawa. Mamy też kucharza okrętowego, kapitana statku czy dziewczynę obsługującą kamerę, a także paru innych. Każda postać ma swój charakter i każda jest barwna, a w poznaniu ich pomagają nam znajdźki takie jak kartki z pamiętnika, artefakty, dziennik żołnierza z II WŚ, czy zapiski kapłanki sprzed paruset lat oraz wiele innych do których dopisany jest komentarz Lary. Jak w każdej grze TR nie mogło zabraknąć mistycyzmu, na szczęście nie prześladuje nas on od samego początku tylko pojawia się pod sam koniec fabuły i w miarę, jak zbliżamy się do rozwiązania zagadki. Dawno nie grałem w tak klimatyczną grę, tak przyjemną oraz prawdziwą. Mimo, że główna protagonistka jest płci żeńskiej to absolutnie nie miałem problemu by wcielić się w jej rolę i przeżywać wszystko tak jak i ona przeżywała.

Ahh... i bym zapomniał o sprawach technicznych (Szogun, ty głupcze). Jak już pisałem, gra przedstawia się bardzo ładnie, ale jakoś tak... ogień (którego w grze sporo) wyszedł płasko. Ale to już tak NAPRAWDĘ płasko, wygląda jakby go ktoś narysował na kartce papieru. Poza ogniem wszystko było jak najbardziej okej. Muzycznie fantastycznie. Wszystkie dźwięki były fantastyczne! Muzyka na każdym kroku wprowadza nas w klimat otoczenia i sytuacji, w jakiej obecnie się znajdujemy, każdy nasz szmer zwraca uwagę przeciwników, a i reakcja otoczenia na bohaterkę jest świetna. Przeciwnicy rozmawiają ze sobą, patrolują tereny i obserwują się nawzajem. Musimy czasem pokombinować by odwrócić ich uwagę od siebie, by po cichu likwidować strażników. Tak, taki styl przyjąłem, dla mnie Lara nie jest super-bohaterem i dlatego starałem się grać po cichu i walczyć o przetrwanie. Gra oferuje nam naprawdę przyjemny system rozwoju Lary. Za wszystko dostajemy doświadczenie (zbieranie roślinek, polowanie na zwierzynę, walka z wrogami, odkrywanie grobowców itd.) i wbijamy poziomy. Każdy poziom postaci to jeden punkt umiejętności do wykorzystania w 3 „drzewkach”. Z początku mamy dostęp do 2 „drzewek” rozwoju, tj. sztuka przetrwania (zbieranie większej ilości złomu, wyczulony instynkt do poszukiwania skrzynek), łowy (ogólnie zwiększa nasze zdolności strzeleckie), a na końcu „walka” (Lara uczy się konfrontacji bezpośredniej, uników, a także pysznych finisherów). Wspomniałem o złomie. Lara wykorzystuje 4 bronie dystansowe oraz czekan wspinaczkowy. Po co w takim razie złom? Każda broń ma około 10 dostępnych upgrade’ów, a te wykupujemy wykorzystując złom. Do tego nasz sprzęt jest ulepszany, gdy tylko znajdujemy do nich odpowiednie części i w ten sposób z japońskiego karabinu z okresu II WŚ dochodzimy do AK-47 wyglądającego na bardzo zdezelowany w warunkach dżunglowych, ale działający.

Czas podsumować. Dawno nie grałem w grę z taką przyjemnością. Niech przemówi to, że drugiego dnia kończyłem ją koło 2 w nocy, a nie znudziła się w najmniejszym stopniu. Wszystkie postaci są bardzo wyraziste i dają się poznać (trzeba tylko im pomóc znajdźkami). Znajdziek różnego typu jest cała masa, a nasz eksploratorski nosek za każdym razem jest sowicie wynagradzany. Gra jest na tyle dobrze udźwiękowiona, że czas postarać się o soundtrack z TR. Graficznie świetnie (poza ogniem). Fantastyczny profil psychologiczny Lary Croft oraz jej przemiana. Jak dla mnie gra świetna i czekam z niecierpliwością na kolejną odsłonę!

ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz