Ostatnio cholernie brakowało mi gier robionych „z duszą”. Od
bardzo długiego czasu nie było żadnego tytułu, który wywarł by na mnie jakieś
większe wrażenie lub wyzwolił jakąś furię emocji. Od dłuższego czasu słyszałem
jednak o grze pod nazwą To The Moon... i to same superlatywy.
W końcu udało mi
się wygospodarować trochę czasu by zaznajomić sie z owym tytułem. Po wielu
pozytywnych zdaniach jakie słyszałem już wiedziałem by nie zwracać uwagi na
grafikę, która przypomina gry z przed 15 lat. Kurde, mało który film mnie tak
ruszył jak ta gra. Po niecałych 30 minutach uśmiechu i rechotaniu z cudownie
śmiesznych tekstów zacząłem płakać. W życiu nie grałem w tak piękną historię i
nie widziałem jeszcze tak genialnie napisanego scenariusza.
Gra opowiada o dwójce naukowców, którzy posiadają sprzęt do generowania
wspomnień. Wykorzystują oni ten sprzęt by spełniać ostatnie marzenia ludzi
umierających. Zlecenie, w którym bierzemy udział, obejmuje staruszka o imieniu
John... sam woli by mówiono do niego Johnny. Staruszek ma takie naiwne marzenie
by polecieć na księżyc. Nasi naukowcy zabierają się więc do pracy i wkraczają
we wspomnienia Johnny’ego by spełnić to marzenie. Cofają się we wspomniach od
tych, które są najbliżej obecnego czasu do najmłodszych lat oraz przeżywają
całe życie swojego klienta. Ja osobiście wymiękłbym w tej pracy po pierwszym
zleceniu.
Gra wystarcza na max 5 godzin z czego ze 3 godziny
siedziałem z chusteczkami. To The Moon tak właściwie nie jest jako taką grą a
bardziej opowiadaniem interaktywnym z prostymi łamigłowkami. Naprawdę, szczerze
i z całego serca polecam ten programik każdemu, kto tak jak ja szukał gry
z
duszą i genialnym scenariuszem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz