Naprawdę
dawno nie miałem takiej radochy z tego, że będę pisał o jakiejś grze. Przez
ostatnie 2 tygodnie wsiąkłem. Od czasów World of Warcraft i Lineage II nie
napotkałem gry, która by mnie tak pochłonęła. W momencie, gdy piszę ten tekst
przegrałem w Firefall 138 godzin (niech liczby przemówią). Naprawdę coś
fantastycznego, zapraszam do czytania.
Wiecie jak to jest, gdy przychodzi urlop i wakacje - nagle liczba gier do nadrobienia wzrasta okrutnie. Do tego jeszcze przydałoby się zagrać w jakiegoś co-op’a z kolegą, ale nie płacić za zabawę. Cały urlop szukaliśmy czegoś w dziale Free2Play, ale bieda jest straszna. Wszystkie tytuły to po prostu „odgrzewany kotlet” – powtarzalność, nuda albo nieudane tytuły . Skończyliśmy więc na Left4Dead2 i to na końcu urlopu. Zupełnym przypadkiem trafiliśmy na Firefall. Postanowiłem spróbować i nie zawiodłem się. Wyobraźcie sobie totalną sieczkę rodem z „Żołnierzy Kosmosu” (polecam, cholernie dobry film), grafikę żywcem zdjętą z Borderlands (Twórcy przyznają, że na tej grze się bazowali), chory ragdoll sprawiający, że obrywamy po twarzy deszczem odnóży setek robali oraz fantastycznie wkomponowany co-op. Oczywiście wszystko składa się w niezwykle dynamiczny Shooter MMORPG – FIREFALL!!!
Akcja gry dzieje się w bliżej nieokreślonej przyszłości. Fabularnie przedstawia
się nie najgorzej, choć oklepanie.
Na Ziemie spadł meteoryt pozostawiając po sobie nowy minerał, który był
wykorzystywany do tworzenia energii. Niestety się skończył, więc ludzie zaczęli
go poszukiwać w kosmosie i tam na planecie zwanej Alpha Prime założono
kopalnię. Następnie usprawnili przewóz minerału supernowoczesnym statkiem
kosmicznym, który potrafił zaginać czasoprzestrzeń. Niestety, jak to zazwyczaj
w takich wyprawach bywa, coś poszło nie tak. Wracając z Alpha Prime zdarzył się
wypadek i statek spadł na ziemię, co poskutkowało gigantycznymi zniszczeniami i
otwarciem czasoprzestrzeni na stałe. Z wyrwy czasoprzestrzennej wyszli obcy
zwani Wybrańcami, którzy (nie wiedzieć czemu) bardzo chcą zniszczyć wszystko co
żyje na Ziemi.
My, gracze znaczy się, zostajemy wcieleni do wojska, by szerzyć „głos prawdy i
radości” za pomocą naszych narzędzi totalnego zniszczenia w postaci miniguna,
działa plazmowego czy automatycznego karabinu snajperskiego. Oczywiście
narzędzi mordu jest więcej, ale tutaj powinienem się zatrzymać, cofnąć i zacząć
od momentu rozpoczęcia rozgrywki.
Gra na początek uraczyła mnie filmikiem dwóch lecących promów, które zostają
zestrzelone. Okazuje się, że w jednym z nich byłem ja (zginąłem, ale
przeżyłem). Budzę się w samym środku pola bitwy i podnosi mnie nieznany mi
żołnierz, który po poklepaniu po ramieniu pobiegł dalej i zniknął w chmurach
dymu. Długo się nie zastanawiając chwyciłem swoją broń i połączyłem się drogą
radiową z zarządcą misji (kobietą). Dookoła wszystko wybuchało, padały strzały
i ginęły modele postaci (żeby nie było, że zbyt żywo to opisuję). Miałem na
tyle czasu by przyjrzeć się co robią pozostali żołnierze w nieznanych mi
pancerzach. Mój dowódca objaśnił mi każdy pancerz i jakie jest ich przeznaczenie.
Minąłem medyka (biotech), inżyniera ze swoimi wieżyczkami strzelniczymi (engineer), snajpera (recon), ludzką artylerię
(Assault) oraz coś naprawdę wielkiego, masywnego i potężnego, prawdziwego
ambasadora zniszczenia czyli Dreadnaught. Siał on kulami ze swojego
gigantycznego miniguna, który mógł podnieść tylko za pomocą siłowników w swoim
potężnym pancerzu. Zdecydowałem się na uzbrojenie Assault i ruszyłem by odbić
miasto zaatakowane przez Wybrańców. Cała Copacabana (tak, ta brazylijska) była
po prostu zalana tymi stworami. Razem ze swoim oddziałem dwoiliśmy się i
troiliśmy by odpierać coraz to nowe fale wrogów, ale w końcu się udało i
spuściliśmy obcym łomot na jaki zasługiwali.
I w ten sposób opowiedziałem wam właśnie najbardziej dynamiczny samouczek w
jakim miałem przyjemność brać udział. Od tego momentu, czyli od odbicia
Copacabany, zaczyna się właściwa gra, a więc mogę poopowiadać o klasach,
grafice, muzyce i tym co najważniejsze... GRYWALNOŚCI!
Twórcy gry przyznają się otwarcie, że wzorowali się na serii gier Borderlands,
więc nie dziwi również oprawa graficzna. Wszystkie modele są naprawdę ładnie
narysowane i zanimowane. Woda, która zawsze grafikom przysparza najwięcej
problemów, została zrobiona ślicznie i bezbłędnie. Fale na oceanie i refleksy
świateł oraz odbicia obrazu na wodzie dodają bardzo realizmu. Brakuje co prawda
zaburzeń powierzchni przy kontaktach z ciałami stałymi, a lawa wygląda na
płaską i sztywną, ale to drobnostki. Fantastycznie wyszedł im efekt dymu przy
startujących silnikach, wybuchy oraz efekty świetlne. Fakt, że na moim sprzęcie
ustawienia graficzne zatrzymują się na poziomie „Medium” i nie wszystko wygląda tak piękne jak powinno.
Niemniej jednak komputer mojej narzeczonej daje radę (i gra ona ze mną, będę
się tym chwalił jeszcze długo, a co) i na wysokich ustawieniach gra wygląda
ślicznie.
Muzyczny chillout
W trakcie gry towarzyszy nieinwazyjny ambient. Tworzy on ładne tło chociaż
czasem nieadekwatne do tego co dzieje się na ekranie. Mimo to nie przeszkadza,
bo jest to absolutnie najmniej ważna rzecz, na której będziemy się skupiać
podczas gry.
Zanim poopowiadam o klasach postaci (a właściwie pancerzy) muszę nadmienić, że
możemy je zmieniać w zależności od upodobań, podczas każdej wizyty w mieście.
Nie ma co do tego ograniczeń, lecz każdy pancerz levelujemy osobno.
Klas
podstawowych jest 5, a podklas do odblokowania 11 (3 dla Dreadnaught i po 2 dla
każdego innego Battleframa). Daje nam to 16 postaci grywalnych, różniących się
uzbrojeniem i umiejętnościami. Nie będę oczywiście szczegółowo opisywał
wszystkich 16 pancerzy, bo się zanudzicie, ale zajmę się podstawowymi.
Assault – chodząca artyleria o prawie nieograniczonym zasięgu ostrzału.
Zachowuje balans pomiędzy obroną a atakiem. Używa dział plazmowych zadających
obrażenia obszarowe, lecz strzelających stosunkowo wolno. Opiera się bardzo na
mobilności, wysokich skokach oraz atakach z góry. Jego umiejętności również
polegają na obrażeniach obszarowych bądź zbuffowaniu swojej giwery (nie mylić z
Ginewrą). Grając nim chciało by się powiedzieć „Eat this shit and fucking
die!”. Posiada dwie podklasy: Tigerclaw (mobilny jak diabli, nie złapiesz go!)
oraz Firecat (BUUUURNNN BITCH!).
Dreadnaught – Pamiętacie Space Marines z Warhammera 40k?
Podobna masa pancerza + minigun. Stawia on głównie na odporność i może być
zaklasyfikowany jako tank (choć bezpośrednio taki w grze nie występuje). Swoją
bronią może zasypywać wroga kulami bądź postawić tarczę. Jest najmniej mobilny
ze wszystkich, ale gdy już dojdzie na miejsce to klękajcie narody. Umiejętności
służą głownie do polepszenia naszych odporności lub do niszczenia wrogów na
mały zasięg. Podczas gry tą postacią jedyne do przychodzi do głowy to „Tarcza
szmato, mur k&^%a!”. Posiada 3 podklasy: Rhino (ciężki masakrator mas),
Mammoth (już bardziej odporny być nie może), Arsenal (spluwy na każdą okazję).
Recon – Raczej nietypowy snajper ze względu na swoją broń.
Jest najmniej odporny, ale rekompensuje to gigantycznymi obrażeniami na duży
dystans. Jako broni używa w pełni automatycznego karabinu z lunetką.
Zaszufladkować go można jako support dalekiego zasięgu ze względu na jego
umiejętności, które mają wspomóc drużynę podczas walk. W razie zagrożenia życia
może uciec będąc niewidzialnym, pozostawiając na miejscu wybuchającego klona.
Czyste i klasyczne „BOOM HEADSHOT!”. Posiada 2 podklasy: Nighthawk (typowy
snajper, który ma likwidować pojedyncze cele) oraz Raptor (duże obrażenia
obszarowe, większa szybkostrzelność).
Biotech – to coś więcej niż tylko medyk. Z jednej strony może
leczyć drużynę, a z drugiej zatruć przeciwnikom życie... dosłownie zatruć. Przy
nim o broni nie będę pisał, gdyż to zwykła pukawka. Jego umiejętności zarówno
leczą sojuszników jak i mordują wrogów (nawet jednocześnie), może zostawiać za
sobą trującą chmurę. „Jesteś głodny? To będziesz żarł truciznę!”. Posiada 2
rozwinięcia: Dragonfly (skłania się ku pomaganiu sojusznikom i leczenia ich
ran), Reculse (między nim a wrogami jest jakiś toksyczny związek).
Engineer – Ten to dopiero psotnik jakich mało. Tacy to mają
tendencje do tego, że wiecznie im czegoś mało (głownie obrażeń). Stawia
automatyczne wieżyczki strzelnicze, stacyjki ze zdrowiem i amunicją, tarczę,
miny, a jak wszystko zawiedzie to dużą wieżę strzelniczą, którą sam obsługuje i
niszczy wtedy wrogów za pomocą dwóch minigunów. Sam do tego wszystkiego smaży
przeciwników wiązką elektryczności. „Suprise motherfucker!”. Oczywiście dwie
podklasy: Bastion (jemu jedna wieżyczka ze skilla to było mało, więc stawia
sobie 3), Electron (chciał być kiedyś kucharzem, teraz smaży wrogów).
Skoro skończyliśmy samouczek i wybraliśmy pancerz dla siebie
to czas coś porobić. Pierwsze co nam wpada w ręce to tak zwany Job Board, czyli
tablica z zadaniami od mieszkańców. Jednocześnie możemy wykonywać jedno
zadanie. Tylko? Ano tak, jedno i ani pół więcej. Brzmi strasznie, prawda?
Przyzwyczajeni jesteśmy do przynajmniej -nastu
zadań w quest logu i posiadanie tylko jednego może przerażać, a
przynajmniej dziwić. Nie myślcie jednak,
że Job board to jedyne co będziecie robić biegając w jedną i drugą stronę.
Lokacje są obsiane losowymi eventami, które zaczynają się od wyciągnięcia
informacji z czarnej skrzynki zniszczonego motoru, poprzez zniszczone thumpery
(będzie o nich więej), pomaganiu bandytom lub ich eliminacji, a kończąc na
obronie miast, które co jakiś czas są atakowane przez Wybrańców (tzw. inwazje).
Dochodzą do tego kampania (zestaw misji fabularnych na różnych instancjach),
rajdy oraz PvP. We wszystkim oczywiście przeszkadza nam fauna, kosmici oraz
bandyci. Ostatnio twórcy gry dali nam miesięczny event, który jeszcze
zdynamizował rozgrywkę. Tak, strzelaniu nie ma końca! Non stop wieczna
rozpierducha i walka o przetrwanie. Jeżeli nudzi nam się ciągłe strzelanie to możemy
pobawić się w tworzenie przedmiotów i zarabianie grubych pieniędzy, które
niezwykle szybko można wydać na mniej lub bardziej nam potrzebne przedmioty w
markecie.
Jak w każdej szanującej się grze, tutaj crafting także
istnieje. Jakby tego było mało, to aby
wytwarzać przedmioty nie wystarczy młotek i skałka, aby zbierać surowce.
Surowce zbiera się poprzez stawianie tzw. Thumper’a, czyli wiertła górniczego,
które w spektakularny sposób spada na wybrane przez nas miejsce prosto z orbity
(radzę się odsunąć, gdyż jak spadnie na łeb to nie ma z nas co zbierać).
Pamiętacie sprzęt w Diunie do wywabiania czerwii? Podobnie działają Thumpery.
Zaczynają one łomotać w glebę co powoduje, że tak właściwie nic co wrogie nie
pozwala nam spokojnie stać i patrzeć. Thumper'a trzeba bronić, aby mógł
spokojnie dokończyć swego dzieła i wydobyć dla nas potrzebne surowe. Z grubsza przedstawię crafting w sposób
schematyczny: zbieramy surowce->przetapiamy surowce->prowadzimy badania
nad interesującym nas sprzętem->tworzymy sprzęt. Naprawdę w craftingu jest
co robić, bo możemy tworzyć absolutnie każdy element wyposażenia i nie tylko,
bo także skille i przedmioty użytkowe.
W grze nie opłaca się być biernym widzem śmierci innego
gracza oraz jego porażki. Za pomoc udzieloną innemu graczowi, który wykonuje
event lub jakąś misję otrzymujemy nagrodę oraz PD (punkty doświadczenia). I nie
ważne czy kogoś znamy, czy jest z nami w drużynie czy poprostu koło kogoś
przebiegamy - warto pomagać. Gracze nie giną od razu, po skończeniu się HP postać
upada na 2 minuty na kolana i wyborem gracza jest czy poprostu odrodzi się
szybciej w mieście czy poczeka aż ktoś mu pomoże wstać (to może zrobić każdy,
nie tylko medyk). W dużej mierze ludzie pomagają sobie jak tylko mogą, bo
każdemu się to opłaca. Bardzo dobry zabieg ze strony twórców by zmotywować
graczy do grania razem (klasyczny przykład, że gra łączy, a nie dzieli). Do
tego wszystkiego dochodzi zbalansowanie różnych pancerzy co sprawia, że każdy z
osobna jest dobry, ale wymieszana drużyna jest jeszcze bardziej skuteczna.
Wewnątrz gry są trzy waluty: kryształy (do kupowania
pomniejszych rzeczy takich jak apteczki, paczki z amunicją oraz do craftingu),
kredyty (te zarabiamy na aukcjach prowadząc handel z innymi graczami, a
sprzedawać można WSZYSTKO) oraz Red Beans (waluta premium za PLN). W sklepie Premium „zanabyć” drogą kupna można
głównie itemy do upiększenia naszej postaci oraz jej elementów, ale są w nim
również pewne ułatwienia. Ułatwienia to np. samochód dla 2 osób oraz konto VIP
(+25% exp, surowce oraz reputacja[jeszcze nieaktywna]). Tak właściwie wszystko
można kupić również za kredyty zarabiane na handlu z graczami (poza
samochodem... tak, VIPa też można za kredyty). Ja sam nie wsadziłem w grę ani
złotówki, a mam sprzęt warty 50zł. Wspomniane wcześniej przeze mnie podklasy
(dodatkowych 11 pancerzy) można kupić za Red Beans ale... są też inne sposoby
ich odblokowania. Pierwszy to dobicie jednego pancerza do 40 poziomu (narazie
to max), za co dostajemy 10 Pilot Coins i wystarcza to na nowy pancerz. Drugi
sposób to kupienie na aukcjach licencji pilota za kredyty (w przeciągu
aktywnego tygodnia można już zarobić na licencję). Jak widzimy, sklep premium
jest bardzo nieinwazyjny. Poza tym za wykupienie dosyć drogiego pakietu Deluxe
(za ok. 200zł) twórcy pozwalają nam ściągnąć ich soundtrack, dostajemy barwę
pancerza niedostępną w żaden inny sposób, konto VIP na 90 dni, 200 Red Beans,
odblokowanie wszystkich pancerzy, dwuosobowy samochód oraz 2 tytuły dla naszej
postaci. Można zatem płacić PLN, ale w większości przypadków to samo co dostaje
się za „Fasolki” można zdobyć samemu w grze. Szczególnie, że za każdego
wykonanego questa otrzymujemy Vouchery do lottomatu, gdzie także różne różności
deluxe można wylosować.
Pewne minusy
Niestety każda, nawet najlepsza gra ma swoje niedoróbki, bolączki i błędy.
Zdarza się czasem, że gdy eskortujemy postać potrzebną do zadania zawiesi się
ona na kamyku i musimy zacząć od nowa, bo ani drgnie. Udało mi się nawet wpaść
pod tekstury (znalazłem się znowu w mieście bez uszczerbku na zdrowiu). Serwery
mają czasem problemy z ilością graczy (nie spodziewali się sukcesu czy co?), co
powoduje rozłączenia z serwerami bądź zupełny brak dostępu do gry.
Zauważyliście pewnie, że często pisałem „jeszcze” oraz „na razie”. Gra wyszła z
Open Beta naprawdę niedawno, więc błędy i niedoróbki są jeszcze wybaczalne.
Podsumowując
Przypadkowo trafiłem na naprawdę świetną produkcję, która zaspokoiła moje
potrzeby zarówno na strzelankę FPP/TPP jak i na MMORPG. Dynamizm jaki został
nam przedstawiony oraz nakłonienie (nie mylić ze zmuszaniem) ludzi do
współpracy powoduje, że gra raczej za szybko się nie znudzi pomimo maksymalnego
40 poziomu i czterech lokacji (w tym jednej PvP). Graficznie fantastycznie, a i
soundtrack dla tych co lubią ambient będzie satysfakcjonujący. Duża ilość
pancerzy do wyboru (dla każdego coś zajedobrego) pozwala nam na wybór, w jaki
sposób będziemy siać zniszczenie. I co jeszcze? Jeszcze raz dynamizm! Dużo
akcji! I dynamizm połączony z akcją! Bardzo ciekawy crafting połączony z...
AKCJĄ! Nieinwazyjny sklep wewnętrzny co zdecydowanie poprawia odczucia wobec
gry. Co prawda są niedoróbki, jednak mam nadzieję, że to przez wzgląd na to, że
gra jest bardzo młoda. W momencie, gdy kończę to pisać na liczniku są już 142
godziny w Firefall i wiecie co? Wracam do mojej gildii by razem walczyć o naszą
planetę, gdyż jesteśmy jej ostatnią TARCZĄ!
Bardzo serdecznie zapraszam do gry, a poniżej zamieszczam jeszcze wymagania
sprzętowe:
Minimalna konfiguracja sprzętowa:
System: Windows XP
Procesor: Intel Dual Core 2.2 Ghz (Core 2, Core i3, Pentium Dual Core) lub AMD Dual Core 2.6 Ghz (Athon 64 x2, Athlon II x2, Phenom II x2) lub lepszy
Karta graficzna: AMD Radeon HD 4550 lub Nvidia Geforce 8600 lub lepsza
Pamięć: 2GB RAM
System: Windows XP
Procesor: Intel Dual Core 2.2 Ghz (Core 2, Core i3, Pentium Dual Core) lub AMD Dual Core 2.6 Ghz (Athon 64 x2, Athlon II x2, Phenom II x2) lub lepszy
Karta graficzna: AMD Radeon HD 4550 lub Nvidia Geforce 8600 lub lepsza
Pamięć: 2GB RAM
Część screenów zrobiona przez gracza Erbrow :)
Fajnie i ciekawie napisany artykuł. Jednakże brakuje mi w nim trochę bardziej rozszerzonego opisu "live eventów" czyli Aresy, Terenowe Aresy(DT), Tornada czy dopiero co dodane Crossfire. Brakuje także kilku słów na temat Broken Peninsula czyli open world PVP gdzie gracze będący rozrzucani na 3 czy nawet 4 strony ze sobą walczące o panowanie nad wyspą przez przejmowanie punktów strategicznych w formie wież strażniczych bądź strongholdów. Kilka słów mogłeś jeszcze przeznaczyć na perki. Serdeczna TARCZA from SempiQ.
OdpowiedzUsuńWiesz... jeżeli napiszę o wszystkim to ludzie nie będą mieli przygody z odkrywaniem gry ;)
OdpowiedzUsuńNiech złapie ich też trochę zaskoczenie :)
No i widzisz. Źle, że nie napisałeś bo na chwile obecną absolutnie mnie nie przekonał ten tekst do zagrania. Kolejne MMO z karabinem. Bleh.
OdpowiedzUsuńNiby tak... ale brak słów na0 temat PVP niestety dla mnie jest wielkim błędem. Mimo, że nie jestem tego wielkim fanem (bynajmniej w Wowie) ale dla innych może to być coś BARDZO ważnego tym bardziej, że jest to shooter, a co więcej MMO. Tarcza from SempiQ.
OdpowiedzUsuń