piątek, 19 września 2014

Gam-ER #9: Resident Evil Revelations




Capcom! Co ty wyprawiasz? Czyli Objawienie na PC

Po wydaniu w 2009 roku, Resident Evil 5 został przyjęty przez zapalonych fanów dużo chłodniej, niż sugerowałyby jego afrykańskie klimaty. Stało się tak za sprawą dwóch, jakże istotnych czynników. Pierwszym z nich było zerwanie ze staroszkolną formą poprzedniczek, zapoczątkowane przez RE4. Widok znad ramienia, multum broni oraz całkowite nastawienie na akcję zmieniło to, czym seria zapisała się w kronikach survival horroru. Drugi to sam projekt świata gry, czyli głównie słoneczna Afryka z małymi wyjątkami, którym i tak brakowało ponurych cieni, wolniejszego tempa sprzyjającego klimatycznej eksploracji i rozwiązywaniu zagadek. W dużym skrócie: klapa.



Capcom zarzekał się, że z kolejną odsłoną powróci do szlaków utartych przez legendarnego RE4, który jakimś dziwnym cudem znalazł balans między początkową trylogią Raccoon City a nowym podejściem do akcji i rewolucyjnych pomysłów, co zapewniło mu niezliczone tytuły gry dekady. Niestety. Tak jak przewidzieli wszyscy sceptycy RE6 był klapą jeszcze większą. Nawet tak pobłażliwi fani jak ja byli szóstą odsłoną mocno zniesmaczeni.
W takich okolicznościach, cichaczem, na niszową (poza Japonią) konsolę przenośną Nintendo 3DS pojawia się Resident Evil Revelations.
I cały świat wrzeszczy "Chcemy to na PC!" I dostaje. Nie byle port.

Revelations to najlepsza nowa odsłona serii zaraz za czwórką. Mimo tego, iż przeniesiona została z kieszonsolki, sprawiła mi wiecej frajdy niż wszystkie dotychczasowe tytuły tej podupadłej serii. Port, który otrzymaliśmy za pośrednictwem Steam to nie byle podniesienie rozdzielczości, o nie! Głodni wrażeń posiadacze "dużych" systemów mogą od teraz nacieszyć oko wyszlifowanymi teksturami, gładkością poprawionych modeli, usprawnionym cieniowaniem i oświetleniem, a i przeciwnicy konsolowego sterowania mogą myszką postrzelać.
Gra, która ze względu na swoje pochodzenie nie może konkurować graficznie z nowoczesnymi tytułami, musi radzić sobie inaczej. I tu twórcy wiedzieli co robią. Pierwsze minuty spędzone na pokładzie dryfującego okrętu robią niesamowite wrażenie. Siekący po bulajach deszcz, skrzypiace drewniane elementy wystroju co bardziej luksusowych kajut, zgrzyty metalu z dalszych pokładów... Nastrój jest gęsty. Głównie przez dźwięk i atmosferę pierwszego (tak, pierwszego) Residenta. Dużo jej nie ma, ale to miły ukłon w stronę najwierniejszych fanów.

Przygoda rozpoczyna się na pokładzie okrętu Queen Zenobia i pokierujemy tutaj tandemem Jill i Parker, do któych później dołaczy Chris, kilku dziwnych jegomości, jakaś laska, ktoś tam zginie, ktoś się spotka z kimś po coś.... tak naprawdę historie poszczególnych postaci są jak w Tekken pretekstem do tego by dać sobie po pyskach z jakiejs tam osobistej czy innej motywacji. Nie trzeba znać ich wcześniejszych losów, upadku Umbrelli czy planów Weskera, by od razu z miejsca wgryźć się w ta odsłonę. Nawiązania do poprzedniczek są może ze dwa i to drobne. Jest to raczej seria poboczna, przystępna dla nawet niedzielnych graczy, co dodatkowo przemawia za tym by chwycić ją, gdy tylko nadarzy sie okazja i nie martwić o zerową znajomość uniwersum.
Wszystkie te elementy robią fajne pierwsze wrażenie, ale to system rozgrywki jest tu najważniejszy. Autorzy przygotowali dla nas dużo dobrego. Pokierujemy naszymi bohaterami jak zwykle zza ich pleców więc najważniejszym elementem jest rozwój broni. Poza znajdowanymi coraz to lepszymi pistoletami, strzelbami, karabinami dostajemy też możliwosc dostosowywania ich do własnego stylu gry. Możemy montować części zmieniające wiele parametrów, od tak oczywistych jak szybkostrzelność czy obrażenia, po bardziej egzotyczne jak ogłuszające wrogów na dłużej czy automatycznie przeładowujące broń. Zebranie wszystkiego zajmie nam długie tygodnie.
Kampania zajmie nam jakieś 10 godzin. Podzielona jest na epizody, z których każdy kończy się zawieszeniem akcji i przeskokiem w inne miejsce, co nie pozwala zbytnio oderwać sie od ekranu. Trochę podobny zabieg co w Alan Wake ale ten przemówił do mnie o wiele bardziej. Gdy juz uporamy się z kampanią na podstawowych poziomach trudności, pozostanie nam najbardziej masochistyczny i według mnie najlepszy poziom Inferno. To nowosć w tej wersji gry. Decydując się na niego trzeba wiedzieć, że amunicję znajdziemy tylko w truchłach wrogów, którzy teraz pojawiaja się w losowej liczbie w losowych miejscach i mogą zabić jednym ciosem.


Gdy uporamy się już z kampanią staje przed nami bonusowa zabawa w Raid Mode. Polega on na tym, że samotnie lub z partnerem eksplorujemy konkretne fragmenty lokacji. Zdobywamy poziomy zwiększajace możliwosci naszych bohaterów, odblokowujemy nowych, kupujemy niezliczoną broń i ulepszenia z pokaźnego arsenału. Po każdym etapie jesteśmy oceniani i dostajemy Punkty, za które możemy zrobić kolejne zakupy. Punktów zawsze jest za mało, wrogowie coraz silniejsi, a doprowadzenie naszej postaci do 50 poziomu pochłonie nam sporą część wolnego czasu. Tym bardziej, że tryb ten to klasyczny przykład "jeszcze tylko jedna partyjka i idę spać".


Są też minusy. Dwa rzuciły mi się w oczy i długo nie dawały spokoju. RE:R obsługuje współprace dla dwóch graczy w Raid Mode. W kampanii zaś nie. Chociaż 90% gry mamy partnera u boku jesteśmy zdani, z niejasnych przyczyn, na łaskę tępego SI. Nie zrozumiem tej decyzji chyba nigdy. Drugi minus to muzyka podczas akcji. Może i się czepiam, ale kiedy wali nas po uszach szybka bitewna muzyka, a na ekranie nic nie widzimy to wiemy, że jeszcze gdzieś jakiś wróg dycha. Psuje to dla mnie cały element zaskoczenia. Rezygnacja z takiej muzyki wyszłaby na zdrowie atmosferze i podbiła niepewność i zaszczucie.

Mamy więc do czynienia z produkcją bardzo równą, z wyważonym tempem, tonami zawartości dodatkowej i to wszystko w przystępnej cenie. Pomimo kilku niejasnych decyzji projektowych (wspomniany co-op i udawana filmowość) każdy lubiący bioterroryzm i duży kaliber broni powinien po Revelations sięgnąć. Niezależnie czy śledzi tą sage czy nie. Bo to porządna gra, dajaca nadzieję na lepszą przyszłośc tej serii.
Rzekłem.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz