Wciąż nie mam dostępu do swojego „blaszaka”. Ale nic to,
„nie ma tego złego...”, co nie? Siedzę przy swoim starym laptopie patrząc
Facebook’a i ubolewając nad tą niepowetowaną stratą, aż tu nagle... olśnienie.
Moja „Kupka Wstydu”! A uzbierało się tego nie mało i znajdują się w niej tytuły
jeszcze sprzed 2000 roku. A zatem wziąłem się do roboty i wrzuciłem sobie od
razu całą paczkę złożoną z: Settlers IV Gold Edition, Chrome oraz Doom3.
Na pierwszy ogień poszli „Osadnicy Czterej” z 2001 roku, a
zdarzyło się to jakieś 2 tygodnie temu. Wciąż nie potrafię przejść żadnej
pierwszej misji. Zacząłem się zastanawiać czy to ze mną jest coś nie tak. Tak
się zastanawiałem aż na dysk wleciały kolejne 2 tytuły z „Kupki Wstydu”. Skupmy
się na razie na Settlersach. Już dawno nie miałem kontaktu z grą tak trudną, że
mózg mi paruje równomiernie do wypalanych gałek ocznych. W końcu uświadomiłem
sobie, że ze mną wszystko okej, tylko ruszyłem z trendami w grach. Zauważcie
jak dzisiaj wszystko jest uproszczone. Dużo akcji wykonuje się za pomocą
czarodziejskiego „E”, a w strategiach mamy pokazane jak krowie przy rowie co i
jak robić. Settlersy pozbawione tego systemu ułatwień wrzucają nas na głęboką
wodę. Sami musimy wyczuć w jaki sposób najlepiej zadbać o gospodarkę zasobami
(a tych jest więcej niż 3) i jak balansować rozwój gospodarki z wojskiem. Oczywiście
zanim dotrę do stworzenia wielkiej armii to SI już gwałci mnie ogromem swoich
jednostek. Czy jednak przez to gra mi się źle? Absolutnie nie! Gra w swoim
skomplikowaniu jest miodna a jej ogarnięcie daje od groma satysfakcji.
Największą frajdę miałem gdy udało mi się odeprzeć pierwszy atak przeciwnika
ponosząc przy tym ciężkie straty. SI jednak łatwo się nie poddało i po 10
minutach wysłało na mnie jeszcze większe wojsko gdzie ja zostałem właściwie z
niczym. Ale co tam! I od nowa ta sama misja! I bawię się przy tym lepiej niż
przy większości nowych gier.
Kolejnym moim wstydem jest nasz rodzimy Chrome od Techlandu.
Gra w roku 2003 została okrzyknięta jedną z najlepszych na rynku, jednak uparcie
udało mi się ją ominąć. I tak jakoś ostatnio Chrome pojawił się u mnie na Steam
oraz na dysku. Po paru misjach powinienem odbiec od laptopa i biegać po ulicy
nago krzycząc „EUREKA”. Teraz już wiem jaki był fenomen tej produkcji... a może
ten fenomen jest teraz? Genialna mechanika rozgrywki. Feeling strzelania dla
mnie wciąż świetny a do tego nie łatwy. W ogóle gra nie jest łatwa, co tylko
potwierdza moją tezę postawioną przy Settlersach. Ograniczenie pojemności
ekwipunku sprawia, że często musimy wybierać między apteczkami a amunicją ,
granatami, systemami maskowania i masą innego cholerstwa, które jest zawsze
przydatne. To, że się skryjemy za kamykiem nie sprawi, że się wyleczymy, trzeba
użyć apteczki i poczekać. W ogóle często giniemy od jednej serii z karabinu, a
przeciwnicy strzelają piekielnie celnie. Do wszystkiego dochodzi hakowanie
komputerów na zasadach gry Memory, z tymże z ograniczoną ilością „ruchów” oraz
ograniczonym czasem. Wybór uzbrojenia ma wpływ na to w jaki sposób będziemy
przechodzić misję oraz z powodu braku jakiej amunicji będziemy płakać. Jako
podsumowanie poziomu trudności powiem tak, prolog przechodziłem 15 razy zanim
przyzwyczaiłem się do tego systemu. Wciąż genialna gra jak dla mnie, diablo
satysfakcjonująca!
A teraz czas na mój największy wstyd. Gra w każdym piśmie i
na każdej stronie internetowej miała mega-recenzje. CD-Action poświęciło jej ok.
10 stron! "Rewolucja graficzna i jednocześnie powrót do korzeni". Doom3! Zdawałem
sobie sprawę, że gra już się zestarzała i może to wpłynąć na moje odczucia.
Byłem jednak ciekawy czy po Dead Space i Outlast Doom3 będzie w stanie mnie
wystraszyć. No klimatu nie można mu odmówić. Było kilka naprawdę mocnych
momentów, które sprawiały że krzesło kopało mnie w poślady. Do tego dochodzi
gęsty klimat mroku i zaszczucia, który można kroić piłą łańcuchową. Nie raz
zanim wszedłem do jakiegoś pomieszczenia to oświetlałem latarką wszystkie jego
narożniki i oglądam się za siebie po kilka razy. Tak, ta gra uczy by zawsze
patrzeć za plecy bo plecy mamy z każdej strony. A w tej całej ówczesnej
nowoczesności aż kipi old school. Idąc korytarzami i rozwalając ze strzelby
tych złych, cały czas widziałem oczyma wyobraźni Doom’a (tego starusieńkiego).
Dobra, klimat klimatem, wrażenia wrażeniami, ale... skrypty skrypty skrypty
skrypty (nie pies)... Gdybym miał grac w to po raz drugi to już nie byłoby to
samo. No cóż, gra mega dobra, ale na raz. A jako, że za dobrze być nie może to
jeszcze mi się coś skaszaniło w rozgrywce, więc tytułu nie skończę. Tak czy
owak, Doom3 wciąż potrafi wystraszyć, a do tego gra jest równa i płynna.
Jak się przekonałem, stare gry nie są wcale takie stare. To
tacy... dziadkowie, którzy wciąż bawią się z wnukami. Nie są to dzisiejsze
standardy, ale naprawdę warto wrócić do tamtych mniej komercyjnych czasów. To
właśnie tam zaklęta jest historia i dusza tego co mamy dzisiaj na tak dużą
skalę.
Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń