czwartek, 25 czerwca 2015

Szogunowa kupka wstydu, czyli stare ale jare

Wciąż nie mam dostępu do swojego „blaszaka”. Ale nic to, „nie ma tego złego...”, co nie? Siedzę przy swoim starym laptopie patrząc Facebook’a i ubolewając nad tą niepowetowaną stratą, aż tu nagle... olśnienie. Moja „Kupka Wstydu”! A uzbierało się tego nie mało i znajdują się w niej tytuły jeszcze sprzed 2000 roku. A zatem wziąłem się do roboty i wrzuciłem sobie od razu całą paczkę złożoną z: Settlers IV Gold Edition, Chrome oraz Doom3.


Na pierwszy ogień poszli „Osadnicy Czterej” z 2001 roku, a zdarzyło się to jakieś 2 tygodnie temu. Wciąż nie potrafię przejść żadnej pierwszej misji. Zacząłem się zastanawiać czy to ze mną jest coś nie tak. Tak się zastanawiałem aż na dysk wleciały kolejne 2 tytuły z „Kupki Wstydu”. Skupmy się na razie na Settlersach. Już dawno nie miałem kontaktu z grą tak trudną, że mózg mi paruje równomiernie do wypalanych gałek ocznych. W końcu uświadomiłem sobie, że ze mną wszystko okej, tylko ruszyłem z trendami w grach. Zauważcie jak dzisiaj wszystko jest uproszczone. Dużo akcji wykonuje się za pomocą czarodziejskiego „E”, a w strategiach mamy pokazane jak krowie przy rowie co i jak robić. Settlersy pozbawione tego systemu ułatwień wrzucają nas na głęboką wodę. Sami musimy wyczuć w jaki sposób najlepiej zadbać o gospodarkę zasobami (a tych jest więcej niż 3) i jak balansować rozwój gospodarki z wojskiem. Oczywiście zanim dotrę do stworzenia wielkiej armii to SI już gwałci mnie ogromem swoich jednostek. Czy jednak przez to gra mi się źle? Absolutnie nie! Gra w swoim skomplikowaniu jest miodna a jej ogarnięcie daje od groma satysfakcji. Największą frajdę miałem gdy udało mi się odeprzeć pierwszy atak przeciwnika ponosząc przy tym ciężkie straty. SI jednak łatwo się nie poddało i po 10 minutach wysłało na mnie jeszcze większe wojsko gdzie ja zostałem właściwie z niczym. Ale co tam! I od nowa ta sama misja! I bawię się przy tym lepiej niż przy większości nowych gier.

Kolejnym moim wstydem jest nasz rodzimy Chrome od Techlandu. Gra w roku 2003 została okrzyknięta jedną z najlepszych na rynku, jednak uparcie udało mi się ją ominąć. I tak jakoś ostatnio Chrome pojawił się u mnie na Steam oraz na dysku. Po paru misjach powinienem odbiec od laptopa i biegać po ulicy nago krzycząc „EUREKA”. Teraz już wiem jaki był fenomen tej produkcji... a może ten fenomen jest teraz? Genialna mechanika rozgrywki. Feeling strzelania dla mnie wciąż świetny a do tego nie łatwy. W ogóle gra nie jest łatwa, co tylko potwierdza moją tezę postawioną przy Settlersach. Ograniczenie pojemności ekwipunku sprawia, że często musimy wybierać między apteczkami a amunicją , granatami, systemami maskowania i masą innego cholerstwa, które jest zawsze przydatne. To, że się skryjemy za kamykiem nie sprawi, że się wyleczymy, trzeba użyć apteczki i poczekać. W ogóle często giniemy od jednej serii z karabinu, a przeciwnicy strzelają piekielnie celnie. Do wszystkiego dochodzi hakowanie komputerów na zasadach gry Memory, z tymże z ograniczoną ilością „ruchów” oraz ograniczonym czasem. Wybór uzbrojenia ma wpływ na to w jaki sposób będziemy przechodzić misję oraz z powodu braku jakiej amunicji będziemy płakać. Jako podsumowanie poziomu trudności powiem tak, prolog przechodziłem 15 razy zanim przyzwyczaiłem się do tego systemu. Wciąż genialna gra jak dla mnie, diablo satysfakcjonująca!

A teraz czas na mój największy wstyd. Gra w każdym piśmie i na każdej stronie internetowej miała mega-recenzje. CD-Action poświęciło jej ok. 10 stron! "Rewolucja graficzna i jednocześnie powrót do korzeni". Doom3! Zdawałem sobie sprawę, że gra już się zestarzała i może to wpłynąć na moje odczucia. Byłem jednak ciekawy czy po Dead Space i Outlast Doom3 będzie w stanie mnie wystraszyć. No klimatu nie można mu odmówić. Było kilka naprawdę mocnych momentów, które sprawiały że krzesło kopało mnie w poślady. Do tego dochodzi gęsty klimat mroku i zaszczucia, który można kroić piłą łańcuchową. Nie raz zanim wszedłem do jakiegoś pomieszczenia to oświetlałem latarką wszystkie jego narożniki i oglądam się za siebie po kilka razy. Tak, ta gra uczy by zawsze patrzeć za plecy bo plecy mamy z każdej strony. A w tej całej ówczesnej nowoczesności aż kipi old school. Idąc korytarzami i rozwalając ze strzelby tych złych, cały czas widziałem oczyma wyobraźni Doom’a (tego starusieńkiego). Dobra, klimat klimatem, wrażenia wrażeniami, ale... skrypty skrypty skrypty skrypty (nie pies)... Gdybym miał grac w to po raz drugi to już nie byłoby to samo. No cóż, gra mega dobra, ale na raz. A jako, że za dobrze być nie może to jeszcze mi się coś skaszaniło w rozgrywce, więc tytułu nie skończę. Tak czy owak, Doom3 wciąż potrafi wystraszyć, a do tego gra jest równa i płynna.


Jak się przekonałem, stare gry nie są wcale takie stare. To tacy... dziadkowie, którzy wciąż bawią się z wnukami. Nie są to dzisiejsze standardy, ale naprawdę warto wrócić do tamtych mniej komercyjnych czasów. To właśnie tam zaklęta jest historia i dusza tego co mamy dzisiaj na tak dużą skalę.

1 komentarz: