poniedziałek, 16 marca 2015

The Evil Within - moja opinia

Poniższy tekst jest wyrażeniem tylko i wyłącznie mojego własnego zdania o The Evil Within, z którym absolutnie nie musicie się zgadzać... Po ciul ja to piszę? Przecież i tak doskonale o tym wiecie, co nie? Zawsze tak było, jest i będzie :D

Wszyscy fani horrorów już zapewne znają The Evil Within. Ja uwielbiam oglądać jak ktoś w horrory gra, ale żeby grać samemu? Za miękka buła jestem. Oczywiście The Evil Within nie umknęło mojej uwadze bo od Outlast nie wyszło absolutnie nic. Cóż, mogę pisać o tej grze zarówno jako oglądający jak i grający gdyż ostatnio miałem okazję posiedzieć przy tym chwilkę. Jako oglądający zawiodłem się strasznie. Nie było absolutnie nic co by sprawiło, że siedziałem napięty jak struna. Okej okej... pierwszy rozdział był naprawdę spoko. Ale wszystko później było naprawdę mało straszne. Fabuły nie ogarnąłem zupełnie, ale jest opcja że DLC jakoś mi tą fabułę naświetlą. Fakt, że motyw gore wyszedł świetnie i gra jest brutalna. Cóż, jeżeli twórcy planowali tylko gore to wyszło im bardzo spoko... tylko gdzie reszta? Cóż, tylko znów nie był to poziom, który doprowadziłby mnie do obrzydzenia. Może po prostu widziałem już dość flakersów na ekranach? No nic, skończyłem oglądać, czas zatem wyłączyć serwis YT i wybrać się do kumpla. Czas sprawdzić jak się w to gra...

No to jestem na miejscu, sztama, piona i żółwik przybite z misiem oraz inne "elo rytuały" się odbyły, czas usiąść do kompa. Ahh... jeszcze gościnna kawusia totalnego zniszczenia, zacierka rączek i jazda. Rozdział pierwszy naprawdę mocny. Jak spieprzałem przed tym psycholem z piłą to czułem go na plecach... może to przez sound system 5.1? Tak czy inaczej naprawdę spoko i dłonie mi się trochę spociły (sorka Michu, mam nadzieję, że wytarłeś sobie sprzęt jak wyszedłem). Graficznie gra genialna, chociaż mam zastrzeżenia do modelu Kidman oraz tego drugiego (ubzdurało mi się, że ma na imię Tomek... WTF?!). Główny bohater wygląda świetnie, otoczenie i bestiariusz jeszcze lepiej. Mimo wszystko moje czujne oko dopatrzyło się pewnych niedoróbek graficznych w paru szczegółach, ale doba... szczegół. Kolejny rozdział już był spokojniejszy i... no kurna Alan Wake jak nic. Las, ciemno, wiatr i światło gdzieś-tam. Okej, w tych czasach ciężko czegoś nie powielić, rozumiem. I niestety stało się... gra przestała być straszna i zrobiła się dla mnie śmieszna. Tyle sytuacji, które wzbudzały we mnie co najmniej uśmiech to dawno nie miałem. Ta gra aż prosiła się by partolić najprostsze sytuacje by tylko zobaczyć jak nasz bohater umrze. Najbardziej poniszczył mnie moment w 2 rozdziale gdy chciałem rzucić flaszkę nad pułapką przed, którą stałem w celu zwrócenia na siebie uwagi wroga. Plan był prosty, brzydal mnie zauważy i wejdzie w pułapkę między nami. Plan był po prostu genialny (I’m a geniuss) tylko, że detektyw Sebastian nie bardzo ten plan ogarnął. Jak on nie weźmie zamachu, jak on nie pizgnie tą flachą... rozbieg na pół Warszawy i... oczywiście sam wbiegł na pułapkę. Ręce mi opadły. Ale nic to. Gra mnie prowokowała by się nią bawić no to hulaj dusza! Dobrze już dobrze... przyznaję, że gra się wyśmienicie. Przede wszystkim nie jest łatwo co jest gigantycznym plusem. Naprawdę trzeba miejscami ostro pokombinować by nie władować się w jakieś gówno, które skończy się... kolejną scenką naszej śmierci, którą i tak chciałem zobaczyć. Nie można odmówić TEW klimatu, który jest naprawdę gęsty i ciężki. Jucha chlapiąca nam na monitor aż ubrudziła mi bluzę. Wszystko fajnie ale... nie tego się po tej grze spodziewałem. Przyznaję, że gra się duuużo lepiej niż ogląda ale to wciąż nie to. Wciąż brakuje w tej grze strachu, który sprawił by we mnie motyw „nie, nie idę dalej... koniec, mam dość!”. Grałem i ciągle byłem ciekawy co dalej, ciągle byłem głodny naparzania do wrogów. Jak już przy naparzaniu jesteśmy. Można o tym zapomnieć i mój głód zaspokojony nie został. Ciągły deficyt amunicji, ciągle mniej pocisków niż przeciwników i kombinowanie jak ich tu ominąć lub wyeliminować nożem. Granie „po cichu” jest naprawdę satysfakcjonujące... tylko, że znów nam się za dużo amunicji robi i znów hulaj dusza! Dobra, pitu pitu. Największe wrażenie na mnie zrobił bestiariusz... o czym do cholery myśleli projektanci? Muszą mieć naprawdę ładnie nasrane w głowach... podoba mi się :D



Mimo wszystko zagranie w TEW było dobrym doznaniem, którego żałować nie będę. Było to dla mnie coś nowego. Nie zachwyciłem się ale grało się naprawdę fajnie. Powstrzymam się od oceny tej gry. Sam mam mieszane uczucia a tekst jest tylko wyrażeniem mojej opinii o tej produkcji. Było spoko ale nie powalająco. Może gdyby dorzucili trochę klimatu grozy to było by już genialnie? Przede mną wciąż DLC ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz