Poniższy tekst jest wyrażeniem tylko i wyłącznie mojego
własnego zdania o The Evil Within, z którym absolutnie nie musicie się zgadzać... Po ciul ja to
piszę? Przecież i tak doskonale o tym wiecie, co nie? Zawsze tak było, jest i będzie :D
Wszyscy fani horrorów już zapewne znają The Evil Within. Ja uwielbiam oglądać
jak ktoś w horrory gra, ale żeby grać samemu? Za miękka buła jestem. Oczywiście
The Evil Within nie umknęło mojej uwadze bo od Outlast nie wyszło absolutnie
nic. Cóż, mogę pisać o tej grze zarówno jako oglądający jak i grający gdyż
ostatnio miałem okazję posiedzieć przy tym chwilkę. Jako oglądający zawiodłem
się strasznie. Nie było absolutnie nic co by sprawiło, że siedziałem napięty
jak struna. Okej okej... pierwszy rozdział był naprawdę spoko. Ale wszystko
później było naprawdę mało straszne. Fabuły nie ogarnąłem zupełnie, ale jest
opcja że DLC jakoś mi tą fabułę naświetlą. Fakt, że motyw gore wyszedł świetnie
i gra jest brutalna. Cóż, jeżeli twórcy planowali tylko gore to wyszło im
bardzo spoko... tylko gdzie reszta? Cóż, tylko znów nie był to poziom, który
doprowadziłby mnie do obrzydzenia. Może po prostu widziałem już dość flakersów
na ekranach? No nic, skończyłem oglądać, czas zatem wyłączyć serwis YT i wybrać
się do kumpla. Czas sprawdzić jak się w to gra...
No to jestem na miejscu, sztama, piona i żółwik przybite z misiem oraz inne "elo
rytuały" się odbyły, czas usiąść do kompa. Ahh... jeszcze gościnna kawusia
totalnego zniszczenia, zacierka rączek i jazda. Rozdział pierwszy naprawdę
mocny. Jak spieprzałem przed tym psycholem z piłą to czułem go na plecach...
może to przez sound system 5.1? Tak czy inaczej naprawdę spoko i dłonie mi się trochę
spociły (sorka Michu, mam nadzieję, że wytarłeś sobie sprzęt jak wyszedłem).
Graficznie gra genialna, chociaż mam zastrzeżenia do modelu Kidman oraz tego
drugiego (ubzdurało mi się, że ma na imię Tomek... WTF?!). Główny bohater
wygląda świetnie, otoczenie i bestiariusz jeszcze lepiej. Mimo wszystko moje
czujne oko dopatrzyło się pewnych niedoróbek graficznych w paru szczegółach,
ale doba... szczegół. Kolejny rozdział już był spokojniejszy i... no kurna Alan
Wake jak nic. Las, ciemno, wiatr i światło gdzieś-tam. Okej, w tych czasach
ciężko czegoś nie powielić, rozumiem. I niestety stało się... gra przestała być
straszna i zrobiła się dla mnie śmieszna. Tyle sytuacji, które wzbudzały we
mnie co najmniej uśmiech to dawno nie miałem. Ta gra aż prosiła się by partolić
najprostsze sytuacje by tylko zobaczyć jak nasz bohater umrze. Najbardziej
poniszczył mnie moment w 2 rozdziale gdy chciałem rzucić flaszkę nad pułapką
przed, którą stałem w celu zwrócenia na siebie uwagi wroga. Plan był prosty,
brzydal mnie zauważy i wejdzie w pułapkę między nami. Plan był po prostu
genialny (I’m a geniuss) tylko, że detektyw Sebastian nie bardzo ten plan
ogarnął. Jak on nie weźmie zamachu, jak on nie pizgnie tą flachą... rozbieg na
pół Warszawy i... oczywiście sam wbiegł na pułapkę. Ręce mi opadły. Ale nic to.
Gra mnie prowokowała by się nią bawić no to hulaj dusza! Dobrze już dobrze...
przyznaję, że gra się wyśmienicie. Przede wszystkim nie jest łatwo co jest
gigantycznym plusem. Naprawdę trzeba miejscami ostro pokombinować by nie
władować się w jakieś gówno, które skończy się... kolejną scenką naszej śmierci,
którą i tak chciałem zobaczyć. Nie można odmówić TEW klimatu, który jest
naprawdę gęsty i ciężki. Jucha chlapiąca nam na monitor aż ubrudziła mi bluzę.
Wszystko fajnie ale... nie tego się po tej grze spodziewałem. Przyznaję, że gra
się duuużo lepiej niż ogląda ale to wciąż nie to. Wciąż brakuje w tej grze
strachu, który sprawił by we mnie motyw „nie, nie idę dalej... koniec, mam
dość!”. Grałem i ciągle byłem ciekawy co dalej, ciągle byłem głodny naparzania
do wrogów. Jak już przy naparzaniu jesteśmy. Można o tym zapomnieć i mój głód
zaspokojony nie został. Ciągły deficyt amunicji, ciągle mniej pocisków niż
przeciwników i kombinowanie jak ich tu ominąć lub wyeliminować nożem. Granie „po
cichu” jest naprawdę satysfakcjonujące... tylko, że znów nam się za dużo
amunicji robi i znów hulaj dusza! Dobra, pitu pitu. Największe wrażenie na mnie zrobił bestiariusz... o czym do cholery myśleli projektanci? Muszą mieć naprawdę ładnie nasrane w głowach... podoba mi się :D
Mimo wszystko zagranie w TEW było dobrym doznaniem, którego
żałować nie będę. Było to dla mnie coś nowego. Nie zachwyciłem się ale grało
się naprawdę fajnie. Powstrzymam się od oceny tej gry. Sam mam mieszane uczucia
a tekst jest tylko wyrażeniem mojej opinii o tej produkcji. Było spoko ale nie
powalająco. Może gdyby dorzucili trochę klimatu grozy to było by już genialnie? Przede mną wciąż DLC ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz