poniedziałek, 23 lutego 2015

Lord Hejter, czyli nienawidzę wczesnego dostępu

Miałem na dzisiaj przygotowaną grę, ale po tym co poczytałem w ostatnim czasie, postanowiłem publicystycznie po marudzić. Już od jakiegoś czasu coraz częściej widać ten skandaliczny proceder, który wdarł nam się w świat gier nie wiadomo kiedy. Mówię oczywiście o mikropłatnościach i tak zwanym „wczesnym dostępie”, krótko mówiąc o robieniu z nas debili i wydzieraniu kasy z naszych portfeli. To co się aktualnie dzieje na naszym rynku jest policzkiem w twarz dla wszystkich graczy, nie tylko tych których nie stać na ciągłe płacenie ale też także dla tych, których na to stać. Zacznę jednak od sprawy, z którą już się pogodziłem i w jakimś stopniu jestem w stanie zrozumieć.

Kupiłem grę by płacić abonament by grać.
System abonamentowy wprowadził bodajże Blizzard w World of Warcraft. Długo nie mogłem przeboleć takiego systemu ale z wiekiem moje pojmowanie świata trochę się zmieniło. Jak najbardziej jestem w stanie pojąć, że ciągle eksploatowane serwery wymagają ciągłych prac i udoskonaleń. Tłumaczę sobie zatem, że nie płacę aby grać bo to zrobiłem przy zakupie gry. Płacąc abonament po prostu utrzymuję serwery w stabilności i płacę ludziom, którzy się tym zajmują. Dzięki temu gra mi się nie wysypuje co 5 minut, działa stabilnie i stosunkowo bez błędów. W większości wypadków zabija jednak cena abonamentów i tu, o zgrozo, WoW wcale nie jest najdroższy. Tak czy owak, jestem w stanie to ogarnąć swoim małym rozumkiem.


Wkładam kasę w sklepik, więc jestem OP (over-power).
Innymi słowy mikropłatności. Ten wariant rynkowy jest ciężko przełknąć ale w niektórych przypadkach jest uzasadniony i nieinwazyjny. Przykładem „grzecznych” mikropłatności może być Path of Exile, Survarium czy FireFall. Możemy zapłacić, coś za to dostaniemy ale nie wpłynie to albo wcale lub wielce znacząco na rozgrywkę. Jest to taka forma docenienia pracy twórców przez nas, a oni po prostu dają nam taką możliwość. Przykład z PoE (mój faworyt), cała gra jest dla nas dostępna bez wyjątków. Możemy jednak docenić twórców i kupić sobie coś co sprawi, że nasza postać wygląda bardziej epicko... i tyle. My ich wynagradzamy pieniężnie a oni nam w podzięce dają coś dzięki wyróżniamy się z tłumu. Generalnie system mikropłatności jestem w stanie przełknąć jeśli chodzi o gry Free2Play. Wiadomo, że twórcy chcą w jakiś sposób jednak zarobić. Kurwa, przełknę nawet system Pay2Win jeżeli gra jest darmowa (chociaż to na moje jest już granica przegięcia). Nie jestem jednak w stanie przełknąć takiego syfu jakim są mikropłatności w wysoko budżetowych produkcjach... i to kurwa singleplayer (ale i nie tylko). W momencie kiedy przeczytałem, że w nowym Mortal Kombat mają być mikropłatności to ręce mi opadły. Ale daleko nie szukając mamy naszych przodowników czyli EA oraz Ubisoft. Był taki żarcik odnoście nowego Dragon’s Age „Zapłacę 20zł za zbroję dla konia, żeby pochwalić się przed NPC”. Czyli co? Kupując grę nie zapłaciłem wystarczająco dużo za waszą pracę? Jeszcze wam mało sępy jedne? O proszę, jeszcze DLC? Czyli zapłaciłem wam za niepełną grę? Zajebiście! A co mamy w np. „Assasynach”. Fascynujące, mogę kupić lepszy miecz aby szpanować przed NPC i lepiej siekać AI. Ujmę to dwoma wyrazami. Przegięcie pały!



Dotarliśmy na szczyt, teraz tylko rzucić się w przepaść.
Część z was z pewnością pamięta czasy kiedy to BETA Tester był najbardziej przesraną fuchą. Męczenie się z błędami gier, niedopracowaniem i wypełnianiem raportów. Twórcy gier zabijali się o testerów, płacili naprawdę niezłe sumy za tą niewdzięczną pracę. Jakim cudem teraz my płacimy za to by grać w niedopracowane gry? Jakaż to radość nas wypełnia kiedy możemy brać udział w beta testach, za które zapłaciliśmy a producent i tak ma w dupie nasze zdanie o ile jakieś mamy. Kurwa, ludzie, co się z nami [graczami] stało? Przecież taki zabieg jak „wczesny dostęp” do robienie z nas kretynów i wydzieranie kasy, a my jak takie barany się na to łapiemy. Wybaczcie moją irytację ale sami odpowiedzcie sobie na pytanie czy właśnie tak nie jest. A powiedzcie mi jeszcze, jak mam się nie wkurwiać kiedy za „wczesny dostęp” do gry docelowo darmowej płacimy 20 Euro. Powiedzcie mi gdzie tu jest logika. Przykładami takich gier są Day-Z, H1Z1 czy... a jakże, Heroes of the Storm (żryj gruz Blizzard). Chociaż tak jak Heroes of the Storm jeszcze broni się jakością wykonania to dwa pierwsze tytuły to jakaś porażka. Błąd na błędzie błędem pogania, wieczne lagi, niedopracowanie. Masakra. Ale jeszcze za to płacimy, a potem wkurwiamy się, że coś nie działa. Coś jest chyba nie tak, nie sądzicie? To my mamy płacić za to, że producenci nie potrafią zweryfikować swojej gry? Ale to oczywiście nie koniec. Na kiedy mieliśmy przewidzianą premierę DayZ? Zeszły rok? Na kiedy przewidziana była premiera H1Z1? Znów zeszły rok? Wyszły? Nie, bo po co? Producenci myslą tak: „Skoro ci debile płacą to na jaką ciężką cholerę mamy wyprowadzać produkt? MIEEETEEEK! Nie spiesz się! Zenek, jak przestaniesz pracować nad optymalizacją to dostaniesz podwyżkę”. I ja ich kurna rozumiem, prostą zasadą marketingu jest „nie zabijaj kury, która znosi złote jajka”. I tak sobie myślę, że daliśmy im palec a oni łyknęli całą rękę. Co więcej, my ich jeszcze głaszczemy po główkach płacą niemałe kwoty. Oczywiście nie będę wam mówił co macie robić ze swoimi pieniędzmi bo mam to serdecznie w nosie. Tylko abyście się w pewnym momencie nie obudzili z ręką w nocniku, bo rynek gier będzie przesycony takim gównem. Kiedyś na forach stosowało się stwierdzenie „Nie karmić trolla”, a płacenie za wczesny dostęp to właśnie takie karmienie trolla.

Wybaczcie wulgaryzmy i ostre słownictwo. Nie było moim celem urażanie nikogo... poza twórcami niektórych produkcji. Mimo wszystko, zastanówcie się nad tym.
Oczywiście liczę się z tym, że nie każdy się ze mną zgodzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz