wtorek, 30 września 2014

Gamer Special: Alan Wake



Gdy zasiadam do pisania tekstu o tej grze, miliony myśli próbuje znaleźć uzewnętrznienie. Myśli, emocje, odczucia. Wszystko we mnie krzyczy: fabuła! muzyka! klimat! Alan Wake to pozycja, która zapada głęboko nie tylko w pamięć, ale i serce. To gra, o której się myśli, którą przeżywa się długo po tym, jak się ją skończy. Gra, którą wspomina się z niejakim rozrzewnieniem. Ale zacznijmy od początku...
Zanim w ogóle usłyszałem tytuł „Alan Wake” to już dochodziły mnie słuchy „o pisarzu”, „mroczna gra” „trafił do własnej książki”. No okej, brzmiało ciekawie, ale nie na tyle bym jakoś uporczywie zaczął szukać w necie informacji. Jakiś czas później poszliśmy z moją ukochaną do Empiku. Nie za bardzo wiedziałem co chciałem, ale coś chciałem napewno. Przy regale z grami stał jakiś 10-latek z babcią. Trzymał w ręku grę. Opowiedział babci o czym to i że bardzo ją chce. Gdy usłyszałem te pozyskane wcześniej skrawki informacji w pełnych zdaniach nagle... światło! Dopadłem dzieciaka, powaliłem na glebę i zacząłem okładać pięściami wyrywając mu grę z ręki. Ok, tak nie było. Ale podszedłem do niego z zapytaniem o tytuł, on mówi „To Alan Wake. Gra o pisarzu, który trafia do własnej mrocznej książki”. Długo się nie zastanawiałem, 50 zł wyleciało z mojego portfela.
Tak! Byłem dumnym posiadaczem... czego? Tak właściwie pozyskałem ją instynktownie, nie wiedziałem czego się spodziewać. Po zainstalowaniu odpłynąłem. Bo wiecie, ja jestem fanem książek S. Kinga, a gra zaczyna się cytatem z jednej z jego książek. Ta gra już mnie kupiła, opętała mnie bez reszty. Co prawda graficznie nie zachwyciła oka, bo już wtedy gry były ładniejsze od świata rzeczywistego, ale nie o grafikę tu chodziło. Tu chodziło o klimat. Połączenie muzyki, historii i akcji. Jeżeli czytaliście kiedyś jakieś książki Kinga to wiecie, w jaki sposób buduje on klimat. Strach nadchodzi powoli, niepostrzeżenie, tak jakby zachodził nas od pleców naszej podświadomości i wwiercał nam się w mózg. Nie doznajemy szoku, w pewnym momencie strach po prostu jest i traktujemy go z przyzwyczajeniem tak, jakby było to normalne (a to nie jest normalne, HAAAA!). Wiecie, takie niby nic, a jednak. Niby względny spokój, ale czujecie, że coś tam za wami stoi i próbuje wam wbić nóż w plecy.




Fabuła gry jest strasznie pokręcona i diabelnie wciągająca. Opowiada o sławnym pisarzu thrillerów, który postanawia wyjechać razem z żoną na wakacje do jakiejś małej mieściny. Nie było im dane wypocząć... Pisarz w niewyjaśniony sposób trafia do własnej książki i walczy o... Ciiii... Niestety nie mogę więcej powiedzieć, bo każde moje słowo byłoby spoilerem, a zamiast spolerować, chciałbym was jednak zachęcić do zagrania. Ale daję sobie głowę odrąbać, aby was tylko zapewnić o fantastyczności fabuły. Jeśli chodzi o strukturę to pierwsze o czym muszę wspomnieć to podział rozdziałów na epizody, jak w dobrych serialach HBO. Wiecie, zaczynają się jakąś scenką oraz kończą się scenką, która urywa się w jakiejś chwili napięcia. Nowy rozdział zaczyna się krótkim spoilerem poprzedniego („w poprzednim odcinku”). W trakcie gry możemy oglądać program telewizyjny „Night Springs” z żywymi aktorami oraz odsłuchiwać audycji radiowych, w których to jest mowa o tym co się dzieje naokoło lub o rzeczach kompletnie nie związanych z fabułą. Historia jest wypełniona po brzegi różnymi zwrotami akcji. Gra przenosi nas czasem w przeszłość Alana wyjaśniając pewne sprawy, a potem znów wrzuca nas do „czasów obecnych”. Ludzie ciekawscy i spostrzegawczy od samego początku znajdą rzeczy, które w jakiś sposób nie do końca do siebie pasują. Nie nie, to nie błąd scenarzysty, tak miało być, a to co wam z początku nie pasuje, później znajduje odpowiednie miejsce. Grając w Alana w pewnym momencie się pogubiłem „co, gdzie i jak?”, gdyż nagle „świat rzeczywisty” Alana zaczął przeplatać się... nie powiem z czym, sami to odkryjcie. I uwierzcie mi, po przejściu pierwszej części pozostało od cholery pytań. Włączyłem dwa dodatkowe odcinki w celu znalezienia odpowiedzi. Część odpowiedzi otrzymałem i tak właściwie wszystko wydawało się skończone. Ale czy na pewno? Czytajcie dalej.

Do zbudowania genialnego klimatu przyczyniły się muzyka i struktura gry. To co najbardziej zapamiętałem to utwór Poets of the Fall – War. Stworzyli oni parę utworów do gry, a potem na podstawie gry stworzyli teledysk „War”. Ten utwór opowiada o Alanie zarówno melodią, jak i poetyckim tekstem.  Coś wspaniałego! Po raz kolejny powtórzę, przefantastyczna historia w przefantastycznym wydaniu. Skoro wspomniałem o aktorach. Pamiętacie, że kiedyś filmiki do gier były robione z udziałem prawdziwych (nie renderowanych) aktorów? Były to takie gry, jak chociażby Wing Commander (III-V) albo Diune 2000, a ostatnią taką grą był chyba C&C (nie grałem, więc mogę się mylić). Alan Wake doczekał się kontynuacji z podtytułem „American Nightmare” z udziałem żywych aktorów. Przepiękny ukłon w stronę starych gier. Do tego „dwójeczka” bardzo ładnie odpowiadała na pytania, jakie pozostały we mnie po pierwszej części, musiałem jednak wysilić trochę mózgownicę, by z początku połączyć parę faktów. Tak naprawdę scenariusz American Nightmare jest jednym wielkim twistem nie tylko całej historii, ale samej fabuły tej właśnie części. Niema już tutaj co prawda takiego klimatu jak w poprzedniej części, ale za to dostajemy w twarz świstakiem (Dzień Świstaka). Kurcze... nie wspomniałem nic o samych bohaterach! Mam teraz grzech! Tak zatem muszę wyspowiadać się wam z moich wrażeń o bohaterach.

Postać Alana, czyli głównego bohatera, jest napisana tak przefantastycznie i tak realnie, że bez problemu i prawie natychmiast zacząłem odczuwać jego stany emocjonalne. Kiedy on się wkurzał to i ja się wkurzałem, słabość, zatracenie, zagubienie... to wszystko było we mnie. Czekajcie, jak to się mądrze nazywa? Imersja? Chyba tak, ale nieważne jak to się nazywa, ważne jak zostało zrobione, a zrobione jest po mistrzowsku. Drugim bohaterem jest Bary, strasznie wkurzający, ale i zabawny manager Alana. Barym nie będziemy mogli pokierować, ale i tak polubiłem faceta.

Obie części gry razem to już arcydzieło! I naprawdę wiem co mówię! Gra wżyna się w mózg. Sprawia, że z jednej strony boicie się, co będzie za chwilę, a z drugiej nie możecie się powstrzymaC przed zrobieniem kolejnego kroku. Myślicie o niej, łączycie fakty i wątki, kombinujecie, jak tu to czy tamto zrobić lepiej. Ta gra uzależnia. Po zagraniu w Alana Wake odpowiedzcie sobie na pytanie: czy to wy tworzycie powieść, czy to powieść kreuje was?
Serdecznie zapraszam was do zapoznania się z tym tytułem... właściwie tytułami, bo tak naprawdę obie części to jedna historia (chociaż z początku może na to nie wyglądać). Każda część jest fantastyczna ale obie części gry razem to już arcydzieło! I naprawdę wiem co mówię!


Poets of the Fall stworzyli utwór specjalnie do tej gry, a na podstawie gry stworzyli teledysk. Cały utwór genialnie oddaje klimat, a tekst bardzo ładnie opisuje historię w sposób poetycki.

Screeny wykorzystane w artykule pochodzą ze strony www.alanwake.com

2 komentarze:

  1. Piszesz o tym jak o objawieniu. Final Fantasy XIII miało więcej tresci i lepiej przedstawionych bohaterów (mimo hejtu na tą gre fabuła miażdżyła). A ja od dwóch lat usiłuję A.Wake'a skończyć... na easy... kiedy bardzo się nudzę... i nic.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ponieważ zostałem niesłusznie posądzony o hejt postanowiłem rozwinąć powyższą myśl.
    To nie tak, że Wake jest słaby czy czegoś mu brakuje, poprostu nie przemawia on do mnie. Nie mogę go zmęczyć i brnę przez niego w tempie ślimaczym. Mnie ta produkcja męczy, a że jestem mało wybrednym graczem dziwi mnie poprostu zachwyt nad nią. Zresztą oceny gry mówią same za siebie http://www.metacritic.com/search/all/alan%20wake/results
    Najwyraźniej nie jest to dla mnie i mogę wiele wad wymieniać.

    OdpowiedzUsuń