Gam-ER #10: Archeage
Jak na to trafiłem i dlaczego?
Jakieś 3 miesiące temu usłyszałem
o nowym MMO czyli ArcheAge. Szumu wokół tego było wiele: że MMO Sandbox, że
nieograniczony rozwój postaci i w ogóle SUPER. Zarejestrowałem się więc do
zamkniętej Bety. Po jakimś tygodniu dostaje maila... oczywiście bez kodu, ale
spam musiał wejść. Napisali w nim, że mogę przyspieszyć swoją kolejkę w beta
testach, ale muszę im zapłacić. „Get the fuck out” pomyślałem i dalej czekałem
na kod. Po kolejnych 2 tygodniach dostałem maila... bez kodu oczywiście. Ale
napisali mi, że muszą się pochwalić tym, co wprowadzili, czymś jakże
przefantastycznym i nowym, oraz że mogę to sprawdzić już teraz! Oczywiście jak
zapłacę. Olałem to, więc do zamkniętej bety się nie dostałem w żaden sposób.
Teraz wyszła wersja OPEN BETA, więc na świeżo ściągnąłem grę napędzany
ciekawością. Już mi się instaluje, już prawie... iii już jest. Odpalam!
Wybieram serwer i... muszę czekać w kolejce, a jestem 4791 na liście... system
pokazuje czas „>1hour”. Po 3 godzinach wymiękłem! Następnego dnia bladym świtem
zaatakowałem serwer i cudem się udało. Stworzyłem postać (na męskie nie da się
patrzeć!) i ruszyłem do gry. Pierwsze wrażenia były w miarę okej, ale może to
dlatego, że gra była tłem do rozmów na TS3. Pomijam, że gra po jakiś 2
godzinach się wyłączyła sama, a gdy chciałem wejść ponownie na serwer to już
byłem wrzucony w kolejkę liczącą 2000 osób! Ludzie, w tej grze nie da się nawet
zmienić ustawień graficznych, bo po zmianach gra musi się zrestartować, co jest
jednoznaczne z kolejnymi godzinami czekania! Kolejnego dnia usiedliśmy już do
gry razem z Quinką i gdy zaczęliśmy wymieniać się poglądami, tak moje zdanie
zaczęło się odwracać. Czemu?! Czemu pytacie?! Już opisuję!
Na ekranie bieda
Gra jest tak absolutnie biedna
graficznie, że myślałem o wydrapaniu sobie oczu. Ja kurna rozumiem sawanny i
pustynie, ale niech to jakoś żyje! Nawet trawy za wiele nie ma by próbować
wmusić we mnie wrażenie, że biegam po jakimś żyjącym kraju. Fakt, że na
ustawieniach ultra oraz odpalonym HD ta gra wygląda nieźle, a i przestrzeń się
zapełnia odrobinę. Co do biegania. Na co byśmy nie wbiegli (o ile jakąś
przeszkodę znajdziemy) postać porusza się zawsze tak samo, jak po gładkim
betonie. Jedynie granie elfami pomaga przy odczuciach, bo zaczynają w lesie,
gdzie od biedy to jakoś wygląda. Przy samym tworzeniu postaci także mamy biedny
wybór. Dwie rasy ludzi (azjaci i europejczycy, którzy wyglądają jak azjaci),
elfy wyglądający jak ludzie (mają sterczące uszy) oraz koto-ludzie. Ci
ludzie-koty jeszcze dają radę, ale pozostałe 3 wyglądają identycznie i we
wszystkich 3 rasach postacie męskie są jakieś metroseksualne. Mam wrażenie, że
grafikom zabrakło pomysłu na rasy.
Dźwięki... Wyłączone po 15 min.
Już pierwszego dnia wyłączyłem
wszystkie dźwięki po 15 minutach (dosłownie). Dźwięki ataku były strasznie
irytujące, a „plumkanie” imitujące muzykę z Chin bardziej przypominało dzwonek
polifoniczny. 15 minut pierwszego dnia gry i już miałem dosyć dźwięków...
BRAWO!
Crafting, czyli co autor miał na myśli?
No tutaj to już popłynęli. Ja się
za głupiego człowieka nie uważam, ale tego systemu nie ogarnąłem. Jak wszyscy
dobrze wiemy, crafting jest jedną z najważniejszych rzeczy w grach MMO,
napędzającą grywalność. To dzięki tworzeniu własnych przedmiotów brniemy dalej
w grę lub odchodzimy na chwilę od głównego wątku, by odsapnąć.A w Archeage nieeee! Ja w pewnym momencie
złapałem się na tym, że usilnie omijałem wszystko, co z craftingiem związane
mimo, że moja przygoda z nim trwała max 10 min. Ja wiem, że w różnych grach
różnie się ten system przedstawia... nawet w Age of Wulin był on trudny, ale
logiczny mimo wszystko! Tu nawet okienka są nieczytelne! Ja nie wiedziałem
nawet, jakie okienko jest do czego. W tym systemie logika jest na tak niskim
poziomie, jak niektóre zagatki w Broken Sword. Otrzymałem questa, który (jak
się okazało) odnosił się do craftingu. Quest kazał mi iść w jakieś miejsce i
zrobić „coś”. Poszedłem i dopiero po dłuższej chwili kręcenia się w kółko
zorientowałem się, że jest jakaś machina do tworzenia tego „czegoś”. Okienko,
jakie mi się otworzyło odrzuciło mnie na tyle, że spadłem z krzesła. Jednak
mimo wszystko chciałem już dla świętego spokoju zrobić to „coś” i oddać questa,
bo może jednak nie taki diabeł straszny.
Ano jednak straszny. Nie mogłem zrobić tego „czegoś”, bo to coś wymagało
ode mnie materiałów w ilościach masowych. Co lepsze, nawet nie da się określić,
gdzie tych materiałów szukać! Quest absolutnie nie wyjaśniał niczego. Pewnie po
dłuższych oględzinach dałbym radę to jakoś pojąć, ale poprostu się poddałem.
Questy – niezgodna grupa Quest Masters (Monsters?)
Tutaj sprawa wygląda tak (a
przynajmniej ja tak to sobie wyobrażam). Za questy odpowiedzialna jest grupa 4
osób, nazwanych przeze mnie Quest Masters. QM usiedli w kółeczku, każdy miał
własny pomysł. Po czym wstali, wyszli i każdy zaczął do gry wrzucać swoje
dzieła bez wiedzy innych i bez wzajemnej współpracy. I tak oto mamy questy z
grubsza nie podobne do niczego. W ten sposób po ubiciu 4 drzewców idziemy
pozwiedzać domek, następnie pozbierać kupy z ulicy, a na koniec zebrać loot z
15 żab! Oczywiście trochę to ubarwiłem, ale tak, zbiera się kupy z ulicy.
Zadania są tak głupie (tak, to dobre słowo), że po wykonywaniu ich dłużej niż 2
godziny nasz mózg zaczyna przetwarzać informacje w języku niemieckim, to z
błędami składniowymi i chińskim akcentem. Ale i tak jest to lepsze niż zabawa w
crafting... serio!
Rozwój postaci
Pierwsze, co mnie rozwaliło na
kawałki: każda postać na wejście dostaje łuk (wiem, marudze). Nie wiem po co,
pewnie był w tym jakiś zamysł. Nieważne czy jesteś wojownikiem, magiem czy
kapłanem, masz łuk i się ciesz. Wyszli z założenia, że bez łuku dla każdego,
ktoś może poczuć się gorzej? Mi nawet bez tych wszechobecnych łuków jest słabo!
Obiecywali nam prawie niczym nieograniczony rozwój postaci. I dostaliśmy to w
sposób tak absurdalnie nielogiczny, że głowa boli. Przede wszystkim wszelkie
możliwe skille, interface i w ogóle cała gra jest tak nieintuicyjna, że aby
dojść do najprostszych spraw trzeba się ostro nagłowić. Co do rozwoju postaci
to zamiary mieli dobre... ale zrobili dokładnie to samo, co ekipa Quest
Masters. Stworzyli miliard klas postaci, aby gracze mogli z tego wybrać 3 dla
siebie. Tak, na jedną postać składają się 3 klasy. Podobno miały się
uzupełniać. Podobno. Niestety, wprowadzili te klasy bez zastanowienia. Wrzucili
je na pałę do gry, byle dużo i skomplikowanie (Fuck Logic!). W ten oto sposób z
około 120 możliwych kombinacji, grywalnych jest max 15 (o ile ktoś jest hard
core, bez tego 10). Ja widziałem w tym systemie sposób, aby zagrać moją
ulubioną postacią z papierowych RPG, czyli magiem bitewnym. Wiecie, zbroja
płytowa, młot i zaklinanie swojego ekwipunku na różne sposoby... Moją
wyobraźnię przelałem na Archeage i stworzyłem wojownika, a potem dobrałem do
niego maga. Wiecie co z tego wyszło? Nie, nie mag bitewny, tylko wojowniko-mag.
O wszelkiej syntezie skilli mogłem zapomnieć mimo, iż istnieje możliwość
wykonywania combo ze skilli. Przy samym wyborze dwóch dodatkowych klas do
naszej podstawowej jest takie mrowie skilli, że należałoby spędzić kilka godzin
na ich przeglądaniu z kartką w ręku, aby pojąć która klasa dodatkowa najlepiej
będzie pasowała do klasy podstawowej, i z której wyciągniemy najwięcej
kombosów. Zatem królestwo, pół księżniczki i zielony koń dla tego, który
ogarnie system combo. Moje combo polegało na tym, że rzucałem frost arrow w
celu spowolnienia przeciwnika i doskok, by przypieprzyć mu z miecza. Skutek?
Zwiększone obrażenia! W sumie to ciężko pojąć, po jaką cholerę spowalniam
przeciwnika do którego zaraz i tak doskoczę? Żeby mi nie uciekł? Bo combo?
WTF?! Na tego typu kombosach opiera się cały system rozwoju postaci: dany skill
robi A, inny robi B, gdy działa na przeciwniku A. B znaczy bieda, bo zazwyczaj
to B to zwiększone obrażenia i poza tym nic. Przerost formy nad treścią. A
teraz jeszcze znajdź to B, które zadziała z A... Czarna magia i voodoo w
jednym.
Miał być sandbox, wyszły simsy
Twórcy gry obiecywali sandobx, a
dostaliśmy jakieś mierne MMO z elementami Simsów. Sandbox mieliśmy w Age of
Wulin, gdzie faktycznie mogliśmy zrobić prawie wszystko i sami szukaliśmy dla
siebie zadań. Tutaj biegamy po prostu od questa do questa i tyle tutaj swobody
co w WoWie (wybaczcie, nie chciałem obrażać WoWa). Z sandboxa został właściwie
tylko „sand” na płaskich i nijakich graficznie lokacjach. Możemy siadać na
jakiś pieńkach, zbudować swój dom (jak ktoś ogarnie ten pieprzony crafting),
wchodzić na drzewa (po co, ja się pytam?) oraz inne tego typu fantastyczne
smaczki.
Parę dobrych szczegółów
No dobra, jest parę szczegółów,
które odrobinę ratują tą grę. Przede wszystkim bardzo w porządku oklepuje się
mordy przeciwników za pomocą broni białej. Widać, że ciosy mają w sobie trochę
mocy i wchodzą w przeciwników. Naszą postać możemy ubrać w absolutnie każdy
sprzęt, gdyż niema kar za założenie nieodpowiedniej zbroi (mag w zbroi
płytowej! I z łukiem...). Wszystko okraszone jest poprostu jakimiś bonusami,
ale to samo mamy w The Elder Scrols Online i to w lepszym wydaniu. Yyy... to
chyba tyle. Ah nie, bym zapomniał! Reset podklas i skilli jest naprawdę tani,
co jest ogromnym plusem, bo myślę, ze każdy skorzysta z tego 1593 razy. Tak
właściwie reset, o którym wspomniałem wcześniej jest tańszy od najzwyklejszego
miecza u vendora (?!). Graficznie gra nie jest najgorsza kiedy ustawimy ją na
maksymalne detale i włączymy obsługę HD. Uda nam się to zrobić, jeśli mamy
procesor 4-rdzeniowy oraz kartę graficzną conajmniej 1Gb z obsługą HD (ale czy
warto?).
Podsumowanie: kolejne chińskie gówno na rynku?
Biorąc pod uwagę, ile naobiecywali
nam twórcy i ile kasy od nas chcieli wyciągnąć przed otwarciem serwerów, to
dostaliśmy istne gówno. Wydaje mi się, że chcieli oni nas odstraszyć od tej gry
jeszcze zanim wyszła na świat, a teraz kontynuują odstraszanie w samej grze.
Chociażby gigantycznymi kolejkami na serwer. Chyba, że to było zamierzone. Może
sami zrozumieli, co stworzyli i zmuszając nas do 3-4 godzinnego czekania, żeby
wejść do gry, chcą nam oszczędzić tortur? Gdybym im zapłacił za dostęp do
zamkniętej bety, to prawdopodobnie teraz skarżyłbym ich w sądzie za wyłudzenie
pieniędzy! Cóż, Trion wypuścił na rynek kolejne chińskie bazarowe badziewie,
jakiego pełno na rynku Free2Play. Cytując mojego kolegę „Mówiłem ci, że w
Archeage największą przyjemność sprawia przyciśnięcie stosownego guzika w celu
odinstalowania tego wynalazku”. Quinka jednak upiera się by dać tej grze
szansę. Ja jednak podziękuję i dostosuję się do rady kolegi.
PS 1. Jeśli chcecie dostać się w
miarę szybko do gry, proponuję serwer Amerykański. Oni już się chyba poznali na
tej grze, bo pusto aż gwiżdże...
PS 2. Miały być standardowo
screeny z gry, ale biorąc pod uwagę długi czas ładowania się gry plus wprowadzony
patch (coś opornie się zasysa), postanowiłem sobie odpuścić...
Ocena 3/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz